Proszę zaloguj się lub zarejestruj aby skomentować ten post.
6 Komentarzy
(Przepraszam, że tak się rozpisałam. Wiem, że nikogo to nie interesuje. )
Muzyka podobno uzależnia bardziej i szybciej niż niektóre narkotyki... ale to jest moje jedyne uzależnienie, którego nie chcę się pozbywać!
Kiedyś muzyka nie była dla mnie czymś ważnym. Okej, istniała, czasem posłuchałam jakichś polskich czy zagranicznych kawałków, ale... nic więcej. Niezbyt za nią przepadałam, ale nic nie mówiłam. Dopóki mi nie przeszkadzała, było spokojnie. Miałam zaledwie kilka kawałków na telefonie (takim rozsuwanym, potem z klapką, a na końcu z malutkim dotykowym, który, w swoich czasach, był nowością na rynku!), których w dodatku bardzo rzadko słuchałam. Rzadko też brałam gdziekolwiek telefon, ale o to mniejsza.
W pewnej chwili, tuż przy granicy końca podstawówki, postanowiłam chociaż odrobinę zainteresować się tematem. Zaczęłam odkrywać nowe kawałki i zespoły, ale żaden nie wpadł mi w ucho. Natrafiłam na Linkin Park i 30 Seconds To Mars. Te trzy zespoły mi się spodobały, ich brzmienie było czymś, co mi się spodobało... tak odkryłam moją miłość do cięższego brzmienia. Jasne, tata już od dzieciństwa puszczał mi starą, polską klasykę rocka, czy niektóre hity zza granicy, ale wtedy nawet nie patrzyłam na to, czego słucham. Leciało to leciało, czasem było coś fajnego, i okej. Było.
Wtedy też, zaczęłam się czuć... gorzej. Bałam się wychodzić z domu, zaczęłam bać się świata. Odkryłam, że muzyka mi pomaga, uspokaja mnie, a kawałki Numb i Breaking the Habit od Linkin Park mnie uspokajają, odkrywałam się w tekstach, jakie tworzyła (i wciąż tworzy) cała szóstka... Brad, Rob, Chester, Joe, Dave i Mike. Całymi dniami słuchałam muzyki, która przecież jeszcze niedawno nie interesowała mnie w ogóle!
Dni mijały. Coraz bardziej zakochiwałam się w muzyce, coraz bardziej lubiłam Linkin Park (w sumie, odkryłam ich na 2 MIESIĄCE przed koncertem w Polsce... a kilka lat wcześniej koncertowali w mieście obok mojego :)), coraz bardziej się bałam. Nie sypiałam nocami, na szczęście były wakacje. Ale...
W końcu nadszedł moment, w którym powiedziałam sobie - dość. Że nie mogę tak dalej żyć, że to mnie rujnuje, niszczy całe życie... spróbowałam... otworzyć się. Zacząć znów wychodzić na dwór, jak kilka lat wcześniej...
Udało mi się pozbyć nałóg. PRZEŁAMAŁAM NAWYK, NAŁÓG. W NOCY.
Nigdy nie pozbyłam się uzależnienia od muzyki. Nie mam zamiaru tego robić. Pozbywać się czegoś, co kiedyś pomogło? To jak mordowanie kury znoszącej złote jaja. Nie robi się tego.
Moje plany, kiedyś związane z czymś zupełnie innym, zmieniły zupełnie swój kierunek... na muzyczny. Moją przyszłość wiążę z muzyką.
Wszystko jest dobrze...
Mam zamiar iść na naukę gry na perkusji. To moje marzenie, któremu bliżej do spełnienia się, niż jakiemukolwiek innemu. Moja przyjaciółka gra na gitarze. Chcemy razem założyć kiedyś zespół, ja za bębnami, ona z elektrykiem... a moja inna bliska znajoma na wokalu.
Plany związane z muzyką...
Która kiedyś się dla mnie w ogóle nie liczyła - a teraz jest dla mnie wszystkim.