Hej, hej. 28 sierpnia spełniłam swoje największe marzenie a mianowicie pojechałam na young stars festival na którym spotkałam Sylwię, aaa! No dobra, dobra nie zdradzam więcej i nie przedłużam. Zapraszam do przeczytania posta. :)
Zacznijmy od tego, że z początku przez myśl mi nie przyszło, że tam pojadę. Prosiłam cały czas mamę żeby mi pozwoliła jechać no ale co - nic z tego. Nie zgadzała się więc odpuściłam, ale pamiętam, że bardzo wtedy płakałam.
Na początku maja bardzo dużo zaczęłam myśleć o tym całym ysf i doszłam do wniosku, że nie mogę się poddać, że muszę pokazać że bardzo mi zależy. Zebrałam się na odwagę i porozmawiałam o tym jeszcze raz z mamą po długim namyśle się zgodziła ale pod warunkiem że się poprawie w nauce. Byłam wtedy bardzo szczęśliwa ale..nie na długo co z tego że się poprawie jak nie miałam pieniędzy na bilet. I znowu zaczęłam rozmyślać co by tu zrobić żeby jednak pojechać, w końcu wymyśliłam że będę pomagać sąsiadce (a że jest już starsza to pomoc się jej przyda).
Chodziłam do niej prawie codziennie aż po miesiącu uzbierałam całą kwotę (99zł) na bilet. Co prawda było trochę ciężko ale co tam, mogłam jechać. :)
Po długo wyczekiwanym czasie wreszcie byłam pod Torwarem i od razu poczułam tą pozytywną energie od innych. Wszyscy wyczekiwali żeby już tam wejść, żeby zobaczyć swoich idoli. To było coś niesamowitego.
Całego wydarzenia nie będę opisywać bo to nie ma sensu ale mogę tylko powiedzieć, że gdy Sylwia weszła na scenę byłam taka zadowolona a łzy mi same leciały haha. Zobaczyć na żywo osobę która dla ciebie wiele znaczy - wow, tego nie da się opisać.
Gdy wracałam z ysf doszłam do wniosku, że gdybym się wtedy poddała i nie walczyła siedziałabym w domu i płakała że nie spełniłam swoich marzeń.
Pamiętajcie, że każde marzenie się spełni, wystarczy w to mocno uwierzyć i zacząć działać, bo same się nie spełnią, trzeba im troszeczkę pomóc. :)