Szczęście. Niby wszyscy znają to słowo, ale mało kto potrafi je zdefiniować. To słowo oznacza dla każdego coś zupełnie innego, wyjątkowego na swój sposób. Jednak zastanówmy się czy szczęście może mieć odcień depresji? Czy szarość może być jedną z najpiękniejszych barw?
Zacznijmy od samej okładki. Dwóch mężczyzn, siedzących przy stole. Elegancko ubrani, z nienagannie ułożonymi włosami. Sprawiają wrażenie, jakby byli znudzonymi życiem biznesmenami, pochłoniętymi przez korporację. Z drugiej strony wyczuwa się w ich wyglądzie nutkę zamiłowania do czasów muzycznego romantyzmu. Zadawać by się mogło, że panowie próbują połączyć światy, które są zupełnie przeciwstawne – bezduszną korporacyjną nowoczesność z uduchowioną, rozmarzoną przeszłością. To niesłychanie ciężkie, ale nie ma rzeczy niemożliwych, co idealnie pokazali - udało im się. Adam i Theo tworzą prawdziwy zespół, który dzięki niebanalnej przebojowości godzi gusta wszystkich. Począwszy od tych, którzy lubią delektować się muzyką i wsłuchiwać się w jej piękne dźwięki, po tych, którym muzyka potrzebna jest do dobrej zabawy na dyskotece.
Hurts weszło dosłownie przebojem na listy przebojów. Myślę, że większość tych, którzy lubią posłuchać radia słyszała utwór "Wonderful life". Może nie posiada on nie wiadomo jak bardzo chwytliwej melodii, gdyż zaliczany jest raczej do utworów spokojnych, ale spokojnie wpada w ucho, choćby z sentencją "Dont let go. Never give up its such a wonderful life". A kto jeszcze nie słyszał przebojowego singla, ma szansę nadrobić już teraz, klikając w filmik pod spodem, bądź przesłuchując utworu na youtube albo spotify.
Drugi singiel promujący album nosi tytuł Better Than Love. Zdecydowanie różni się od swojego poprzednika. Posiada on na swój sposób prosty, choć niegłupi tekst. Sama linia melodyczna jest znacznie szybsza, jakby dodająca energii. Można by powiedzieć, że podnosi na duchu, motywuje do działania. Również myślę, że ci, którzy jeszcze nie znają tej piosenki, powinni się z nią zapoznać jak najszybciej, a do tego droga prosta. Wystarczy kliknąć poniżej.
Ta bardziej spokojna część albumu to naprawdę niesamowite „Unspoken” oraz równie wspaniałe „Devotion” - utwór wykonany z Kylie Minoque. To zdecydowanie jeden z najpiękniejszych damsko-męskich duetów jaki kiedykolwiek powstał. Następnie jest The Water. Piękny, kameralny utwór, zabierający nas w daleką podróż. Zwłaszcza z momentem, gdy wyłania się ukryta ścieżka Verona. Iście anielski głos Hutchcrafta przenosi nas do malowniczej Verony, do której sami autorzy uwielbiają powracać.
Na pewno znajdą się tacy, dla których taka muzyka może być kontrowersyjna, czy nawet niedzisiejsza bądź też staromodna. Pewnie wynika to z faktu, że jest ona pozbawiona sztuczności i prób przypodobania się jak najszerszemu gronu odbiorców, co często w dzisiejszych czasach ma miejsce. Chwytliwa nuta, prosty głupawy tekst? O nie, nie! To nie tutaj! Muzyka tworzona przez tych dwóch Brytyjczyków może być także postrzegana jako muzyka bez wyrazu, pozbawiona zadziorności, jakiegoś buntu, mocy. Mylą się jednak niesłychanie. Moc posiada i to ogromną. Raz wprawia w stan melancholii i wiecznego zamyślenia, a zaraz pobudza do tańca. To nie jest muzyka, która ma wpaść i wypaść po chwili, ni zbuntować przeciwko światu. Tu raczej chodzi o nabranie dystansu do otaczającego nas świata i spojrzenie na niego od innej strony. Zamiast narzekać, powinniśmy rozejrzeć się wokół siebie i powiedzieć: "Hej, spójrz jaki piękny jest ten świat!"
Album w całości składa się z jedenastu piosenek oraz kilku singli promujących, które niestety nie wyszły jako jedna wspólna EPka, a mowa tutaj o tytułowym singlu Happines, Mother Nature, Live Like Horses czy Affair, który swoją delikatnością i romantyzmem skrada mi serce raz za razem. Całą płytę można określić mianem przeprawy. Dlaczegoż to? Otóż mamy okazję zwiedzić najmroczniejsze, najbardziej ukryte zakamarki duszy autorów, poznać ich żale i pragnienia. Muzyka ta zdecydowanie nie nadaje się do czytania książki, gdyż zamiast skupiać się na słowie pisanym, z pewnością śpiewane zaskarbiłoby sobie większą uwagę.
Na podsumowanie - moim zdaniem album Happiness daje dosłownie szczęście, a szarość wcale nie jest tutaj przeszkodą. Właśnie to ona sprawia, że jest wyjątkowy. Nic nie jest jednoznacznie czarne czy białe, nawet w życiu codziennym zdarzają się różne odmiany szarości. Uważam także, że jest to drugi najlepszy album tego zespołu. Nie mniej jednak - wciąż jestem nim oczarowana i polecam każdemu z całego serca.