W życiu jest wiele sytuacji - tych lepszych, tych gorszych.. Ja niestety miałam mnóstwo tych drugich, zdecydowanie przeważały nad tymi lepszymi.. Jak sobie poradziłam? Podzielę się z Wami moją historią :)
Część osób mogła w trochę okrojonej wersji przeczytać to na grupie ROOM94 POLAND, na którą serdecznie zapraszam: https://www.facebook.com/groups/159643497517890/
Najważniejsze, by znaleźć sobie rzecz, pasję czy osobę, dla której chcecie być jak najlepsi. Ja aktualnie mam kilka osób, które motywują mnie do wiary w siebie. Są to m.in. Jeremi Sikorski, Remik czy Dawid Kwiatkowski, ale też moi przyjaciele. Jednak są takie dwie osoby ze świata muzyki, które najbardziej przyczyniły się do tego, że żyję, że jestem tu gdzie jestem i mam możliwość pisania dla Was tego posta :)
Jest to dla mnie trochę ciężki temat, ale w sumie chciałabym pokazać osobom, które mają podobnie, że mimo trudnych sytuacji w życiu warto się podnieść, bo to największa satysfakcja :) Niektórym może się to wydawać śmieszne, ale cóż - każdy ma swoje zdanie :) Więc do rzeczy.. Zaczęło się już w podstawówce, kiedy w zerówce miałam tylko jedną koleżankę, w pierwszej klasie ona niestety wyprowadziła się, a ja zostałam sama.. Od początku inni wyśmiewali się ze mnie, nikt mnie nie lubił.. Trwało to praktycznie całą podstawówkę, ale w drugiej klasie zaprzyjaźniłam się z jedną dziewczyną (tak na marginesie przyjaźnię się z nią do dziś :D) i niby fajnie, ale moi rodzice postanowili wziąć rozwód.. Wtedy świat mi się zawalił, obwiniałam siebie za to, popadłam w depresję, zaczęłam się okaleczać (do dziś dziękuję Bogu, że blizny, które miałam zniknęły, a jeśli jeszcze jakieś są to bardzo mało widoczne) i chodziłam do psychologa.. Trwało to jakieś 2 lata, kiedy nagle w moim życiu pojawił się Justin Bieber. Jego historia pozwoliła mi się podnieść i wyjść z depresji. Do dziś jest dla mnie ważny i w pewien sposób jest dla mnie wzorem - mimo, że jego zachowanie nie jest idealne, ale nie ma ludzi bez wad, prawda? On jest właśnie tą pierwszą osobą, która przyczyniła się do tego, że nie popełniłam wtedy samobójstwa. Potem było coraz lepiej, miałam kilka koleżanek, ale nadal miałam słabą psychikę, a wyśmiewanie ze mnie nadal było na porządku dziennym.. Będąc w piątej klasie znalazłam sobie chłopaka, on był w pierwszej gimnazjum, wtedy myślałam, że to wielka miłość.. Naprawdę mi się spodobał, a po 5 dniach "związku" on stwierdził, że to był zakład, a ja jestem naiwna.. Podobno miał też na boku inną.. Gdy wyszłam z podstawówki w pierwszej gimnazjum miałam kolejnego chłopaka - zdradził mnie po 4 miesiącach. W szkole znów było piekło, moja przyjaciółka, z którą chciałam dostać się do jednej klasy - trafiła niestety do innej, a ja ponownie zostałam sama i znowu byłam wyśmiewana, obgadywana tak samo jak na początku podstawówki.. Kiedy byłam chora nikt nie chciał podawać mi notatek.. Naprawdę cały czas myślałam, że to ze mną coś nie tak.. Na początku drugiej klasy zaprzyjaźniłam się z naszym gospodarzem, był jednym z tych, którzy nigdy nie powiedzieli na mnie złego słowa, a gdy lepiej mnie poznał i inni zauważyli, że się lubimy to nagle przestali mnie gnębić.. Było dobrze przez jakieś półtora roku, kiedy przyszedł moment, w którym ten przyjaciel wyznał mi, że się we mnie zakochał.. Byłam w takim szoku, że poprosiłam go, żeby dał mi trochę czasu, bo naprawdę miałam duży mętlik, a on odebrał to jako kosza.. Niestety gdy zrozumiałam, że też coś do niego czuję - było za późno, pokłóciliśmy się i nie rozmawiamy już od ponad dwóch lat.. Nie umiem sobie tego wybaczyć do dzisiejszego dnia.. Rok temu w wakacje również poznałam chłopaka, który niestety zabawił się moimi uczuciami.. W technikum powtórka z rozrywki - tym razem mam całą żeńską klasę, same typowe gwiazdki.. Jadą po każdym, kogo uważają za gorszego od siebie.. W tym roku szkolnym tak wsiadły mi na psychikę, że miałam problem z frekwencją, a przez to pod koniec sierpnia mam poprawki z dwóch przedmiotów.. Do tego wszystkiego mam w rodzinie osobę, która też niszczy mi psychikę, bo czepia się dosłownie wszystkiego i cały czas sugeruje, że jestem zła, najgorsza, itd.. Na koniec całej historii - w połowie czerwca tego roku przyjaciółka ze swoim chłopakiem zrobili pożegnalnego grilla, bo wyjeżdżali do Anglii na całe wakacje, poznałam tam naprawdę świetnych ludzi.. Z dwoma chłopakami złapałam naprawdę super kontakt, można było się z nimi uśmiać do łez, oni to przyjaciele od dziecka.. Zostali nawet oboje na noc u chłopaka tej przyjaciółki, tak jak ona, ja i druga przyjaciółka, naprawdę spędziliśmy super czas razem.. Niestety równy tydzień później jeden z nich zginął - wpadł pod pociąg.. Na pogrzebie ryczałam jak dziecko, miał dopiero 19 lat.. To tak w skrócie kilka głównych problemów i przykrych sytuacji, które mnie spotkały.. I broń Boże nie szukam w tym w momencie współczucia.. Może komuś wydawać się to śmieszne, że ktoś może ma gorzej albo że po prostu opowiadam swoje życie publicznie, ale wiem, że historie innych często pomagają inaczej spojrzeć na swoje problemy..
W wieku około 12 lat zaczęły interesować mnie tatuaże. Postanowiłam wtedy, że jak będę dorosła to też sobie zrobię. Pewnego razu natknęłam się na cytat "per ardua ad astra" - oznacza to "przez cierpienie do gwiazd". Powiedziałam sobie, że skoro cierpię i teoretycznie jestem na dnie to kiedyś na pewno uda mi się wspiąć na szczyt i podziwiać gwiazdy, jeśli tylko będę walczyć. Tak ten cytat stał się moim mottem życiowym. W końcu skończyłam w tym roku upragnione 18 lat. Chciałam, żeby to był mój pierwszy tatuaż, lecz cały czas coś mi brakowało w nim. Zwykły napis był dla mnie zbyt prosty. Aż w końcu przyszło mi do głowy, że nie zrobię go typową czcionką, a pismem Kierana z ROOM 94. Na jednym z koncertów poprosiłam go o napisanie cytatu na kartce. Zdziwił się, ale za razem ucieszył, kiedy powiedziałam po co jest mi to potrzebne. Dlaczego akurat jego pismo? Jest on według mojego odczucia osobą, której można zaufać i która zawsze pomoże jak tylko potrafi. Mam z nim mega dużo miłych wspomnień z koncertów na które jeżdżę - on zawsze sprawia, że problemy na moment znikają całkowicie.. Już od pierwszego spotkania - te 4,5 roku temu, rozśmieszał mnie lub w jakikolwiek inny sposób nie pozwalał, by z mojej twarzy choć na chwilę zszedł uśmiech - jakby wiedział, że właśnie tego potrzebuję.. Tak jest z każdym kolejnym spotkaniem.. Może wydawać się Wam to dziwne czy żałosne, ale mam wrażenie, że między mną a nim jest jakaś więź, dzięki której rozumiemy się bez słów.. To nie tak, że widzę w zespole tylko Kierana - cały zespół zmienił w jakiś sposób moje życie, ale to właśnie on za każdym razem bez wyjątku sprawia, że czuję się zupełnie inną osobą niż jestem.. Dlatego wiem, że takie wykonanie tatuażu było i jest najlepszą decyzją jaką mogłam podjąć. Będzie większą motywacją, by się nie poddawać i za kilkanaście lat cudownym wspomnieniem :D
ZAWSZE jest jakaś deska ratunku. Jeśli nie da się rozwiązać problemu od razu to trzeba znaleźć sposób, by mieć motywację do walki. Czasami sami nie widzimy, że nawet najprostsze rzeczy pomagają wyjść z najgorszej sytuacji.
*zdjęcie pochodzi z mojego instagrama*