.
Fani The 100 do śmierci na ekranie chyba przywykli, a przynajmniej powinniśmy to zrobić, bo po czterech sezonach ofiar śmiertelnych jest... sporo. Fakt, że ten serial to przede wszystkim science-fiction, dystopia, świat postapokaliptyczny i w ogóle apokalipsa wszelkiego rodzaju, więc raczej trudno, aby wszystkim bohaterom udawało się wyjść z opresji. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że nie padnie na naszego ulubionego bohatera, choć główne postaci pozostają raczej przy życiu (śmierci aż tak odjechanych jak w Grze o Tron nie doświadczymy) to i tak niektóre trupy mogą nas nieźle zaskoczyć, ale czy za tymi nieraz niespodziewanymi śmierciami skrywa się coś więcej? Spróbuje Wam przedstawić w tym poście mój punkt widzenia na temat śmierci, otóż po głębszym wtajemniczeniu w fabułę i dokładniejszej obserwacji dochodzę do wniosku wręcz zaskakującego, w The 100 tak naprawdę wszystkie śmierci mają ogromne, wielopoziomowe znaczenie, czasem niemal wręcz symboliczne. Twórcy właściwie w pewien sposób nami manipulują i każda śmierć to ukryta wiadomość, którą każdy z nas odbiera, chociaż chyba nie zawsze do końca świadomie.
Już na samym początku serialu, po wylądowaniu na Ziemi dwóch bohaterów ginie i to jakby żadne zaskoczenie; nie znamy ich, nie wiemy nawet jak się nazywali. dopiero z czasem na ekranach ma miejsce istny danse macabre, stopniowo pożerający coraz więcej osób, poczynając od sezonu pierwszego przedstawię Wam postaci, których śmierć była czymś więcej.
Jedną z pierwszych postaci, która zginęła jest Wells Jaha-słynny syn kanclerza, któremu nazwisko nie pozwalało na spokojne egzystowanie na tej nieszczęsnej planecie. Wells był nieszczęśliwie zakochany w Clarke, a jednocześnie przez nią znienawidzony, posądzała go o to, iż zdradził powierzony mu sekret i przez to ekspulsowali jej ojca. Na początku serialu zapowiadało się, iż Wells będzie jednym z głównych bohaterów, na ekranie widzieliśmy go przez pierwsze trzy odcinki bardzo często. Ogólnie był też bohaterem bardzo pozytywnym, wręcz do znużenia dobry, stawał w obronie słabszych, był altruistyczny, nawet poświęcił swoją miłość do Clarke i nie powiedział jej prawdy o tym, iż to nie on wydał jej ojca. Jego postać, choć nie wzbudzała wśród fanów dużej sympatii zdecydowanie nie zasługiwała na śmierć. Choć wielu towarzyszy Wellsa tej śmierci chciało, tym bardziej dziwi więc sposób w jaki zginął, otóż zabiła go dziewczynka-Charlotte, zrobiła to ponieważ nie mogła spać, nie mogła wyzbyć się wspomnienia, w którym ojciec Wellsa ekspulsuje jej rodziców, po uprzedniej rozmowie z Bellem, który powiedział jej, że żeby spokojnie zasnąć musi wykończyć demony, postanowiła zabić kogoś, kto o tym ciągłym koszmarze jej przypominał. Później nie mogąc znieść tego, co zrobiła, oraz tego, że za jej czyn mogą cierpieć inni, skoczyła w przepaść.
Trzeba przyznać, że to były śmierci bardzo nietypowe. Śmierć Wellsa to jakby fatum(?) Poniósł on konsekwencje działań swojego ojca, odpowiedział za to, co zrobił on. Śmierć Wellsa to nic innego jak niemożność ucieczki od swoich korzeni, mimo że znajdował się z dala od ojca, nie był taki jak on, to, co robił dosięgnęło i jego. Ten motyw pojawia się później przy Clarke, ale śmierć Wellsa to symbol tego, że nie ucieknie się od tego kim się jest, a właściwie od tego, w jakiej rodzinie się urodzi. Wellsa zabiła dwunastoletnia dziewczynka. Zastanawialiście się dlaczego akurat ona? Przecież on ogólnie był znienawidzony wśród swoich towarzyszy, mógł go zabić ktokolwiek, chociażby Murphy. Ale tak się nie stało, oprócz tego, że reżyser mówi nam jakby wprost, że brzemię tego co robią nasi przodkowie spoczywa na nas (czyli ujawnia swego sposób determinizm), że nie da się tego oszukać, to posługuje się jeszcze inną metaforą, zabijają bohatera, który właściwie wydawał się jednym z głównych przez dziewczynkę po to, żeby pokazać to, co teraz będzie działo się na Ziemi, śmieć Wellsa jest w dużej mierze po prostu bezsensu. I właśnie tak reżyser chciał nas wprowadzić w ten świat; tu nie ma zasad, tu zdarzyć się może wszystko. Nie ma granic, ani żadnych zahamowań. Nie ma sprawiedliwości, bo jak ukarać dziecko? Twórcy jakby prosto do nas kierowali przesłanie tej śmierci: Ziemia może nadaje się do zamieszkania, ale nikt nie powiedział, że nadaje się do życia.
Zabicie Wellsa to jeszcze jeden symbol-to pokazanie, że to co na Arce się skończyło. Teraz nastał nowy świat. W takim świetle jego śmierć nabiera zupełnie innego znaczenia, znaczenia nie do końca fabularnego.
A co do Charlotte, tu jest jeszcze ciekawiej, bo to dość popularny i tani chwyt. Wprowadzono postać tylko i wyłącznie na dwa odcinki. Czy widzieliśmy ją w pierwszym odcinku? Nie, ani w drugim. Pojawia się dopiero wtedy, kiedy jest potrzebna, twórcy specjalnie nadali jej takie cechy, ażebyśmy mogli ją polubić, rozwijają ciekawy związek z Clarke, z Bellem, by potem wsadzić jej w rękę nóż i zrobić z niej młodocianą morderczynię. Reżyser z nami igra, bo wszyscy mamy wgrany archetyp niewinnego i czystego dziecka. A twórcy przez to po raz kolejny do nas przemawiają, na Ziemi z tym koniec. Tu nikt nie jest niewinny, każdy kto postawił nogę na tej glebie straci swoją czystość, każdy za coś odpowie. Nikt nie będzie już bez winy. Zauważyliście, że Charlotte była właściwie prawie zbędna dla fabuły, jedyne co spowodowała to wygnanie Johna, ale tu jak zawsze chodzi o coś więcej. Dziewczynka widząc co spowodowała rzuca się w przepaść, wiecie co zafundowali nam producenci serialu? Emocjonalny policzek. Chodziło o to, żeby widza zszokować i pozostawić bez słowa. Mamy sobie pomyśleć: „to nie powinno się wydarzyć”, „tak nie można”. A jednak można, na Ziemi może zdarzyć się wszystko. Śmierć Charlotte ma nam uświadomić, że Ziemia nie jest dla dzieci, że dzieciństwo na Ziemi nie istnieje, masz wybór, albo dorośniesz, albo zginiesz.
W pierwszym sezonie warto jeszcze zwrócić uwagę na odcinek, w którym rada pragnie zabić 320 osób, by oszczędzić tlen. Abby włamuje się do systemu i włącza nagranie męża, pamiętacie kto pierwszy zgłosił się na ochotnika? Ojciec dziewczynki, która nie widziała na jedno oko. Zauważcie, że jest to postać całkowicie zbędna. Bo nic do fabuły właściwie nie wkładała. Wprowadzona zostaje, żebyśmy znowu poczuli coś, poczuli coś do tego człowieka, bo przez ten jeden odcinek go poznaliśmy i polubiliśmy, jego postać wywołuje po prostu w widzach smutek, żal i złość. I o to chodziło twórcom, dzięki temu jednemu bohaterowi widzimy pozostałych także jako ludzi, którzy mają swoją historię, swoje rodziny, swoje życie. Gdyby tej postaci nie wprowadzono byłaby to dla nas liczba. 320 ludzi-statystyka. A kiedy choć jednemu z nich nadajemy imię i historię, już nie jest tak prosto. Moment, w którym obywatele Arki zgłaszają się na ochotnika, dla mnie był jednym z mocniejszych w całym serialu. Ale właśnie głównie przez nadanie charakteru tym ludziom. Ten ojciec w naszych oczach staje się po prostu symbolem cierpienia i poświęcenia i przez niego pojmujemy także innych chętnych jako tych, którzy oddają swoje życie za kogoś, kogo kochają. Gdy go zabili wraz z 319 innymi chciało nam się płakać i to od początku był zamiar reżysera. Pokazać brutalność, zło, a także tragiczne wybory jakie musieli podejmować ci, którzy Arką rządzili i mu się to udało, ta scena bardzo porusza, ale bez tego jednego bohatera już by tak nie poruszała, więc jest tak, że ta śmierć znaczy o wiele więcej, niż by się mogło wydawać.
Jest jeszcze Tris, również dziewczynka-zastępczyni Anyi, została ranna podczas wysadzenia mostu i zmarła, Clarke nie zdołała jej uratować. Dlaczego o niej wspominam? Bo ona, a właściwie jej śmierć ma ogromne znaczenie, twórcy serialu pokazują nam przez to tradycje Ziemian, Clarke z wyrzutem pyta Anye, dlaczego posłali na wojnę dziewczynkę. Dowiadujemy się razem z nią i Finnem, o tym jak żyją Ziemianie. To chyba w pewien sposób miało nam także pokazać ich bezwzględność i brutalność. Tris zabiła pięciu ludzi. Znowu reżyser krzyczy do nas z ekranu, Ziemia nie jest normalna, tu nie ma miejsca na słabość. Tu nie ma niewinności, zabijasz, albo zostajesz zabity. Poza tym to miało też pokazać nam to, co zrobiła setka, (już wtedy nie cała zresztą) że skonstruowanie bomby i wysadzenie mostu, to nie tylko obrona, ale zabójstwo, to prawdziwa wojna, z prawdziwymi ofiarami. Ziemianie to też ludzie i ta dziewczynka nam to uświadamia, znowu reżyser bawi się z nami kodem kulturowym dziecka. Anya mówi do wprost do Clarke, patrząc jej w oczy: "Wy jej to zrobiliście". Ona spogląda na dziewczynkę i chyba zdaję sobie sprawę, że to prawda. Na Ziemi trzeba zabijać. Właśnie to kolejne znaczenie jej śmierci, przez to Clarke zdaje sobie sprawę, że to ludzie, ale także nam uświadamia, że ci kryminaliści zesłani na Ziemię, teraz są prawdziwymi kryminalistami-mordercami i wcale tak bardzo od tych Ziemian się nie różnią. Ziemianie posłali dziewczynkę na wojnę, a Arka wysłała dziewczynkę na śmierć. Ziemianie wbili włócznię w Jaspera, a setka torturowała Lincolna. Ziemianie chcieli zabić ich, a oni chcieli i zabili Ziemian. Śmierć Tris ma nam uświadomić, że człowiek to człowiek, po po obu stronach pewna jest tylko śmierć.
To czwórka bohaterów, których śmierć aż się prosiła o analizę i odczytanie tych, niemal ukrytych sensów. Ja za pierwszym razem, gdy oglądałam serial, nie wszystko to widziałam, bo bardziej skupiałam się na fabule, ale im bardziej myślałam nad tym jak umarli i przez kogo, tym bardziej widziałam to, o czym tu piszę. Ale właściwie bardzo podoba mi się to, że nawet te zgony, które wydają się nie mieć sensu, gdzieś znaczą jednak coś głębszego, a także jestem usatysfakcjonowana, że reżyser nie zabija nikogo bez powodu i pozostawia niektóre elementy do odczytania widzowi. W pierwszym sezonie jest jeszcze sporo śmierci, ale głównie to bohaterowie poboczni, których mam wrażenie zabito, aby pokazać, że Ziemia to okrutne miejsce i ktoś tam umrzeć musiał i nie umiera nikt aż tak istotny, natomiast w drugim sezonie śmierć nabiera także symbolicznego znaczenia, już nie mówiąc o 3. i 4. gdzie tych trupów robi się po prostu coraz więcej, a także gdzie umierają postacie, które jednak odgrywały ogromną rolę w serialu. Chciałabym napisać o tym w następnych częściach, bo dopiero to jak oni umarli nadaje serialowi zupełnie innego znaczenia.
Choć to wszystko mogą być tylko moje fanaberię...
A Wy widzicie te niemal ukryte przesłanie śmierci w serialu? Czy może uważacie, że są one czysto fabularne?
Kogo brakuje Wam najbardziej z pierwszego sezonu? Która śmierć najbardziej Wami wstrząsnęła?