Ze względu na ścisłe zasady dotyczące lekarstw, choroby na Arce nie są przyjemne, a tym bardziej mile widziane. Jednak gdy choruje ktoś, kto prawnie nawet nie istnieje, sprawy komplikują się podwójnie...
Motyw: Ulubione relacje rodzinne
Dzieje się: Kilka lat przed pierwszym odcinkiem; Arka
Inne uwagi: Brak spoilerów; Bellamy, Octavia i ich mama; choroba
Bellamy zakaszlał najbardziej przekonywająco, jak tylko był w stanie. Doktor Griffin uważnie zaglądała mu w gardło. Matka chłopca przyglądała się temu z boku ze zmartwioną winą.
- Hmm... Nie widzę żadnych śladów choroby...
- Jest pani pewna? Ten kaszel nie mógł się przecież wziąć znikąd...?
- Absolutnie. Ale jeśli naprawdę boli go tak, jak twierdzi... - Doktor spojrzała na Bellamyego uważnie.
- Mogę wam dać lek przeciwbólowy, ale minimalną dawkę.
- Och, dziękujemy! - Aurora uśmiechnęła się łagodnie, po czym złapała chłopca za ramię.
- Chodź Bell, położysz się do łóżka. - Bellamy szybko zeskoczył ze stołka, na którym siedział, po czym radosnym krokiem ruszył do wyjścia. Doktor Griffin popatrzyła za nim zaskoczona, że mimo złego poczucia miał tyle energii. Mimo to nie poświęciła tej myśli więcej uwagi.
***
Gdy tylko zamknęli za sobą drzwi swojej ciasnej komórki, jak zwykła nazywać to pomieszczenie Aurora, Bellamy podbiegł do klapy w podłodze. Zastukał delikatnie.
- O! Wychodź, mamy dla ciebie lekarstwo! - Zawołał podekscytowany
Klapa uniosła się lekko. Przez szparę wyjrzała głowa małej, ciemnowłosej dziewczynki. Chłopiec szybko pomógł jej całej wyjść.
- Jak się czujesz? - Spytała Aurora niespokojnie. Dziewczynka zakasłała.
- Dobrze, mamo... Tylko gardło mnie boli... - Powiedziała przez nos. Aurora wyciągnęła przed siebie lekarstwo.
- Dzięki zdolnościom twojego starszego brata wkrótce przestanie cię boleć. - Uśmiechnęła się ciepło. Bellamy patrzył na obie kobiety zadowolony.
Aurora wyciągnęła z szafki łyżkę i podała dawkę leku.
- I co? Czujesz się lepiej? - Zapytał chłopiec, skacząc radośnie wokół siostry.
- Spokojnie, Bell. Minie kilkadziesiąt minut, nim Octavia poczuje skutki lekarstwa.
Entuzjazm trochę opadł. Kobieta spojrzała na zegarek.
- Muszę iść do pracy, zajmiesz się siostrą, kiedy mnie nie będzie?
- Mamo, przecież pracujesz w domu? - Stwierdziła Octavia cichutko.
- Umm... Drugiej pracy. - Tym razem uśmiech na jej twarzy przyszedł z trudem i nie był szczery. Na szczęście żadne z dzieci tego nie zauważyło.
- To jak, Bell?
- Oczywiście, że się nią zajmę! - Chłopiec dumnie wypiął pierś. - W końcu jestem już duży!
Aurora zaśmiała się lekko.
- Do zobaczenia później!
***
Gdy kobieta wróciła, Bellamy był pochłonięty opowiadaniem Octavii bajki.
- I nagle „grrrr!”, wyskoczył na nią kosmiczny wilk!
- A co to wilk, Bell?
- Takie zwierzę... Z Ziemi. - Wytłumaczył chłopiec głosem udającym profesora, który świetnie zna się na rzeczy.
- A jak wygląda...?
- Noo... Ma duże uszy... I duże zęby... - Próbował przypomnieć sobie, co jeszcze wiedział o wilku. - O i duży nos! Żeby mógł cię wyniuchać z daleka!
- To mam nadzieję, że żaden strażnik nie jest wilkiem... - Powiedziała cicho dziewczynka z przestrachem w oczach.
- Oczywiście, że nie. - Wtrąciła Aurora łagodnym głosem. - Więc nie musisz się ich obawiać.
Wyciągnęła ramiona, a Bellamy i Octavia od razu rzucili się, żeby się przytulić.
- Co mi przypomina, że jutro ma być inspekcja... - Dodała po chwili.
***
Jutro przyszło szybciej, niżby sobie życzyli. Zużyli też cały zapas środka przeciwbólowego, który wręczyła im doktor Griffin, ale przynajmniej Octavię nie bolało gardło. Pojawił się jednak inny problem – dziewczynka zaczęła kaszleć. Głośno i nieprzerwaną serią, jeśli już zaczęła. Dlatego kiedy nadeszła pora inspekcji, wszyscy byli już porządnie zestresowani.
- Posłuchaj, słonko... - Zaczęła Aurora, kiedy jej córka już lokowała się w swoim schowku. - Gdyby zebrało ci się na kaszel, musisz się powstrzymywać ze wszystkich sił, dobrze?
- Tak, mamo...
- Od tego może zależeć nasza przyszłość. - Octavia była już cała skulona. Kobieta uśmiechnęła się jeszcze pokrzepiająco, po czym zamknęła klapę.
- Bell? Usiądź na kocu gdzieś tu w pobliżu. W razie czego, pamiętaj, to ty jesteś chory. Zgadza się? Chłopiec w powadze pokiwał głową.
Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! - Octavia usłyszała przytłumiony głos matki. Skulona pod podłogą w swojej ciasnej komórce, próbowała uspokoić oddech. Słyszała dokładnie kroki strażników, którzy krążyli po pomieszczeniu. Trwało to kilka minut, podczas których nieświadomie niemal wstrzymywała dopływ powietrza do płuc. W końcu usłyszała pożegnania. Odetchnęła z ulgą. I wtedy zebrało jej się na kaszel. Dziewczynka zaczęła panikować, starając się go powstrzymać. Jednak było to ponad nią.
- Och, przepraszam! Bellamy jest chory. - Kobieta uśmiechnęła się przepraszająco, po czym spojrzała na chłopca znacząco. Bellamy jak na zawołanie zakaszlał raz jeszcze, niemal perfekcyjnie imitując dźwięki wydawane przez jego siostrę.
Strażnicy wzruszyli ramionami pokazując, że to ich nie interesuje.