
Twój komentarz lub propozycja wyzwania do posta
28 Komentarzy
Napiszę o kobiecie, która nie była może żadnym naukowcem, rekordzistką w danej dziedzinie. Napiszę o Irenie Sendlerowej. Nie wiem, czy przez swoje poczynania, wypełniała swoje marzenia. Otóż, to co robiła przez całe, swoje życie - to po prostu, ratowanie życia innym ludziom. O tym raczej się nie marzy. Albo to się robi, albo nie.
Działała podczas II wojny światowej, uratowała 2500 dzieci z Getta Warszawskiego. Dzieci dzięki jej pomocy uniknęły losu, który często spotykał ich rodziców, czyli śmierć w obozie koncentracyjnym.
To jest dopiero pasja. Robiła to pod groźbą utraty własnego życia, sama była aresztowana, gdzie w więzieniu, po torturach straciła własne dziecko. Na szczęście i jej przyszli z pomocą.
Po wojnie również zajęła się niesieniem pomocy. Robiła to bezinteresownie, nie liczyła na poklask i sławę. Najgorsze jest to, że Polacy na jakiś czas o tym zapomnieli. Czasy PRL-u. A przypomnieć nam musieli oczywiście Amerykanie, i dopiero zaczął się szum wokół Jej osoby. Zaczęły się ordery, odznaczenia. A Jej na tym nie zależało. Nie chciała poklasku.
Na koniec zacytuję Jej słowa:
"Tego, że trzeba pomagać potrzebującym nauczyłam się w domu rodzinnym. Dlatego nie jestem żadna bohaterka – mówiła Irena Sendlerowa, Sprawiedliwa Wśród Narodów Świata, w Polskim Radiu w 2005 roku".
Może nie na temat, ale uważam, że Ta kobieta poświęciła swoje życie, zrobiła to dla marzeń tych, których uratowała.
Działała podczas II wojny światowej, uratowała 2500 dzieci z Getta Warszawskiego. Dzieci dzięki jej pomocy uniknęły losu, który często spotykał ich rodziców, czyli śmierć w obozie koncentracyjnym.
To jest dopiero pasja. Robiła to pod groźbą utraty własnego życia, sama była aresztowana, gdzie w więzieniu, po torturach straciła własne dziecko. Na szczęście i jej przyszli z pomocą.
Po wojnie również zajęła się niesieniem pomocy. Robiła to bezinteresownie, nie liczyła na poklask i sławę. Najgorsze jest to, że Polacy na jakiś czas o tym zapomnieli. Czasy PRL-u. A przypomnieć nam musieli oczywiście Amerykanie, i dopiero zaczął się szum wokół Jej osoby. Zaczęły się ordery, odznaczenia. A Jej na tym nie zależało. Nie chciała poklasku.
Na koniec zacytuję Jej słowa:
"Tego, że trzeba pomagać potrzebującym nauczyłam się w domu rodzinnym. Dlatego nie jestem żadna bohaterka – mówiła Irena Sendlerowa, Sprawiedliwa Wśród Narodów Świata, w Polskim Radiu w 2005 roku".
Może nie na temat, ale uważam, że Ta kobieta poświęciła swoje życie, zrobiła to dla marzeń tych, których uratowała.
Wiele kobiet było pionierami w świecie męzczyzn .Nie była to łatwa droga.Tak jak Amelia Earhart była pionierem lotnictwa dla kobiet tak Maria Curie Skłodowska była pionierem badań nad promieniotwórczością i odkrywczynią dwóch nowych pierwiastków - radu i polonu. Ona jako pierwsza zmierzyła promieniowanie znanych wówczas pierwiastków – uranu i toru. Rad jest pierwiastkiem, którego niewielka cząsteczka może przez wiele lat emitować ciepło i światło. Jest najważniejszym pierwiastkiem jaki odkryto od czasów wyizolowania tlenu. Stosowany jest zwykle w postaci chlorku lub bromku radu jako źródło promieniowania gamma w leczeniu nowotworów złośliwych i niektórych chorób skórnych.
Jest autorką pionierskich prac z fizyki i chemii jądrowej.
Pierwszą kobietą która otrzymała Nagrodę Nobla i jedyną która dostała ją dwa razy.Pomimo otrzymanych nagród nigdy nie doceniono jej na tyle żeby wybrać ją do Francuskiej Akademi Nauk.
Nowoczesna walka z rakiem zaczęła się od dwóch epokowych odkryć: promieni X, dokonanego przez Roentgena w 1895 r. oraz polonu i radu. Dało to impuls do rozwoju nowych gałęzi chemii, fizyki oraz medycyny.
Kiedy w 1934 roku Maria Curie-Skłodowska zaczęła czuć się coraz gorzej lekarze zdiagnozowali grypę, a później gruźlicę. Pobyt w sanatorium umożliwił lekarzom zdiagnozowanie prawdziwych przyczyn osłabienia – złośliwą anemię oraz zaawansowaną chorobę popromienną wywołaną przez promieniowanie jonizujące. Maria Curie-Skłodowska zmarła 4 lipca 1934.
Rzeczy osobiste Marii Skłodowskiej, notatki, ubrania, a także jej ciało pozostaną radioaktywne przez jeszcze 1500 lat
Do dzisiaj jej zeszyty przechowywane są w ołowianych naczyniach w paryskiej bibliotece narodowej.
Jest autorką pionierskich prac z fizyki i chemii jądrowej.
Pierwszą kobietą która otrzymała Nagrodę Nobla i jedyną która dostała ją dwa razy.Pomimo otrzymanych nagród nigdy nie doceniono jej na tyle żeby wybrać ją do Francuskiej Akademi Nauk.
Nowoczesna walka z rakiem zaczęła się od dwóch epokowych odkryć: promieni X, dokonanego przez Roentgena w 1895 r. oraz polonu i radu. Dało to impuls do rozwoju nowych gałęzi chemii, fizyki oraz medycyny.
Kiedy w 1934 roku Maria Curie-Skłodowska zaczęła czuć się coraz gorzej lekarze zdiagnozowali grypę, a później gruźlicę. Pobyt w sanatorium umożliwił lekarzom zdiagnozowanie prawdziwych przyczyn osłabienia – złośliwą anemię oraz zaawansowaną chorobę popromienną wywołaną przez promieniowanie jonizujące. Maria Curie-Skłodowska zmarła 4 lipca 1934.
Rzeczy osobiste Marii Skłodowskiej, notatki, ubrania, a także jej ciało pozostaną radioaktywne przez jeszcze 1500 lat
Do dzisiaj jej zeszyty przechowywane są w ołowianych naczyniach w paryskiej bibliotece narodowej.
Ja wam powiem ze jedna polka a mianowicie Wanda Rutkiewicz tez jest bardzo ciekawa osoba. Byla alpinistka i jako 3 czlowiek na swiecie w tym pierwsza Polka i Europejka zdobyla szczyt Mount Everest. Podczas zdobywania kolejnego szczytu zrobila sobie nocna przerwe. Jej ciala nie odnaleziono a szczytu prawdopodobnie nie zdobyla. Zginęła majac 49lat. Warto o niej pamiętać
Znam, a raczej znalam, osobe ktora za cene wlasnych marzen stracila zycie. Byla to moja najlepsza przyjaciolka Jocelyn, a raczej Joss, bo tak ja nazywalismy.
Abyscie zrozumieli, dlaczego ta historia jest tak smutna, to musze jednak opisac od poczatku.
Joss byla osoba o nieprawdopodobnym szczesciu. Odkad pamietam, zawsze miala tak zwanego farta. Bardzo lubila wyscigi konne, czesto na nie chodzila i obstawiala konie. Bradzo czesto przy tym wygrywala. Jak pracowalismy razem w bardzo duzej firmie, dyrektor chcial sprezentowac VIP-owskie bility wlasnie na najbardziej luksusowe wyscigi w Ascot, ktore warte byly naprawde duzo. Zwyciezcy mieli byc wylosowani. Oczywiscie osoba, ktora otrzymala bilet byla wlasnie Joss. To nie wszystko, w 2012 roku, Joss zagrala w angielskiego totolotka. Wylosowala 5-tke czyli tylko 1 cyfre mniej niz nagroda glowna. Mimo ze nie zostala milionerka, wygrala £170,000 funtow, czyli na tamte w taczy w przeliczeniu okolo 900 Tysiecy zlotych (prawie milion). Kupila za te pieniadze ze swoim chlopakiem wymarzony dom. Byli bardzo szczesliwi. Mimo tego, ze jej najwiekszym marzeniem byla wycieczka do Australii i Nowej Zelandii, to zdecydowala ze nie, dom to bardziej rozsadna decyzja.
Niestety, los sie od niej odwrocil. W 2016 roku, kiedy Joss miala 28 lat, jej dlugoletni chlopak zostawil ja dla 18-latki. Joss przeszla duze zalamanie nerwowe, stracila prace. Wszyscy staralismy sie jej pomoc, ale ona tylko pograzala.
Moj drugi przyjaciel, Joe, ktory zaplanowal roczny wyjazd do Australii, tylko po to aby ja cala zwiedzic, zaproponowal jej wyjazd z nim. Joss nie myslac dlugo, zgodzila sie. Nareszcie pojedzie na przygode swojego zycia! Btaki dlugi wyjazd byl przeciez jej ogromnym marzeniem.
No i wyjechala! Bawila sie wspaniale. Odzyla. Zapomniala o starej milosci. Codziennie na facebooka wstawiala takie zdjeica, ze az dech zapieralo. Skoczyla na bungee, rowniez ze spadochronem. Bylam pod wielkim wrazeniem.
Doznalam szoku, kiedy dowiedzialam sie, ze Joss, lecac na mala wyspe posurfowac, zginela w wyniku rozbicia sie samolotu ktorym leciala. Byl to maly samolot pasazerki. Joe lecial drugim samolotem za nia, i widzial, jak sie rozbila. Drugi samolot wyladawal zaraz, chcieli pomoc, ale Joss sie juz nie udalo uratowac. Zginela 9 Stycznia 2017 roku. W Australii bylo o tym badzo glosno. Ja do tej pory nie moge tego zrozumiec i sie z tym pogodzic. Joe musial przekazac ta wiadomosc jej mamie... biedna kobieta. Ciezko mi nawet o tym pisac. Codziennie o niej mysle. Ci, ktory maja mnie na facebooku moha zobaczyc jej zdjecie (Joss) ze mna w zdjeciu profilowym. RIP.
Abyscie zrozumieli, dlaczego ta historia jest tak smutna, to musze jednak opisac od poczatku.
Joss byla osoba o nieprawdopodobnym szczesciu. Odkad pamietam, zawsze miala tak zwanego farta. Bardzo lubila wyscigi konne, czesto na nie chodzila i obstawiala konie. Bradzo czesto przy tym wygrywala. Jak pracowalismy razem w bardzo duzej firmie, dyrektor chcial sprezentowac VIP-owskie bility wlasnie na najbardziej luksusowe wyscigi w Ascot, ktore warte byly naprawde duzo. Zwyciezcy mieli byc wylosowani. Oczywiscie osoba, ktora otrzymala bilet byla wlasnie Joss. To nie wszystko, w 2012 roku, Joss zagrala w angielskiego totolotka. Wylosowala 5-tke czyli tylko 1 cyfre mniej niz nagroda glowna. Mimo ze nie zostala milionerka, wygrala £170,000 funtow, czyli na tamte w taczy w przeliczeniu okolo 900 Tysiecy zlotych (prawie milion). Kupila za te pieniadze ze swoim chlopakiem wymarzony dom. Byli bardzo szczesliwi. Mimo tego, ze jej najwiekszym marzeniem byla wycieczka do Australii i Nowej Zelandii, to zdecydowala ze nie, dom to bardziej rozsadna decyzja.
Niestety, los sie od niej odwrocil. W 2016 roku, kiedy Joss miala 28 lat, jej dlugoletni chlopak zostawil ja dla 18-latki. Joss przeszla duze zalamanie nerwowe, stracila prace. Wszyscy staralismy sie jej pomoc, ale ona tylko pograzala.
Moj drugi przyjaciel, Joe, ktory zaplanowal roczny wyjazd do Australii, tylko po to aby ja cala zwiedzic, zaproponowal jej wyjazd z nim. Joss nie myslac dlugo, zgodzila sie. Nareszcie pojedzie na przygode swojego zycia! Btaki dlugi wyjazd byl przeciez jej ogromnym marzeniem.
No i wyjechala! Bawila sie wspaniale. Odzyla. Zapomniala o starej milosci. Codziennie na facebooka wstawiala takie zdjeica, ze az dech zapieralo. Skoczyla na bungee, rowniez ze spadochronem. Bylam pod wielkim wrazeniem.
Doznalam szoku, kiedy dowiedzialam sie, ze Joss, lecac na mala wyspe posurfowac, zginela w wyniku rozbicia sie samolotu ktorym leciala. Byl to maly samolot pasazerki. Joe lecial drugim samolotem za nia, i widzial, jak sie rozbila. Drugi samolot wyladawal zaraz, chcieli pomoc, ale Joss sie juz nie udalo uratowac. Zginela 9 Stycznia 2017 roku. W Australii bylo o tym badzo glosno. Ja do tej pory nie moge tego zrozumiec i sie z tym pogodzic. Joe musial przekazac ta wiadomosc jej mamie... biedna kobieta. Ciezko mi nawet o tym pisac. Codziennie o niej mysle. Ci, ktory maja mnie na facebooku moha zobaczyc jej zdjecie (Joss) ze mna w zdjeciu profilowym. RIP.
Amelia Earhart...dwa słowa przez wielu wymawiane z nabożeństwem. Amelia Earhart to można powiedzieć nie człowiek, nie pilot, nie kobieta to naprawdę kwintesencja odwagi, Była przykładem tego, że należy dążyć do celu i nie poddawać się. Ciężka jest rola pioniera....nieliczni Ci, którzy robią coś po raz pierwszy, po omacku bez poradników. Kierowała się swoją intuicją pilota i pokazała, że przestworza są także dla kobiet! My też możemy wnieść się ponad wszystkim i spojrzeć na wszystko z góry! Miała tylko 40 lat jak zginęła, ale intensywność jej życia można by przeliczyć na lat 400! Ryzykowała wszystkim co miała najcenniejszego - własnym życiem dla pasji. I to pasją ją pochłonęła jak ocean. Dosłownie i w przenośni. Znałam kiedyś dziewczynę, która także pragnęła dotknąć nieba, ale za sprawą zdobywania szczytów górskich, tych naprawdę wysokich. Wprawdzie nie zdobyła żadnego z ośmiotysięczników, ale chciała dotrzeć coraz wyżej i wyżej. Co roku wraz z ekipą wylatywali do Katmandu w Nepalu i tam pokonywali swoje słabości. Miłością Anny była jej niemal imienniczka- Annapurna; piękna, majestatyczna i śmiertelnie niebezpieczna. Tamtego roku, nie pamiętam dokładnie kiedy, byłam wtedy nastolatką, Annie zamarzyło się podejście od ściany południowej, która jest skalno-lodowym urwiskiem. Niestety, nie udało się...Anna i Annapurna zostały na zawsze połączone nierozerwalnym węzłem splecionej pasji i śmierci....Ale czym jest życie bez pasji? Marną egzystencją. Czy lepiej jest żyć z pasją i dla tej pasji zginąć? Czy lepiej nie żyć nigdy i jak pył przeminąć?
Na uwagę zasługuje odkrywczyni gwiazd neutronowych - pulsarów w kosmosie, brytyjska astrofizyk prof. Jocelyn Bell Burnell. Zainteresowanie fizyką pojawiło się w niej w okresie szkolnym, kiedy pomimo pierwszych trudności w nauce spotkała nauczyciela, który odkrył przed nią tajniki nauki. To otworzyło przed nią świat fizyki i zainspirowało do tego, by poświęcić jej życie zawodowe.
Spektakularny okazał się jej pierwszy sukces naukowy, mimo że nie został właściwie doceniony. Przedmiotem jej badań w czasie studiów doktoranckich było nieznane zjawisko, które obserwowała za pomocą skonstruowanego przez siebie (z udziałem innych doktorantów) radioteleskopu. W zespole badawczym prof. Antony’ego Hewisha zdana była na własną determinację i inwencję, gdyż promotor nieraz wyrażał zwątpienie w sens jej dociekań. Odkrycia dokonała zatem samodzielnie, analizując tysiące rejestrów promieniowania na bardzo długich rolkach papieru. Wymagało to niezwykłego poświęcenia i uwagi, by w zarysie impulsów z kosmosu wyodrębnić występującą regularność i wysnuć na ich temat wnioski. Zjawisko dotyczyło odległej przestrzeni kosmicznej, a wyniki musiały dać dokładne rozpoznanie, które nie będzie budzić wątpliwości.
Jej wielkoduszność ujawniła się w związku z jej pominięciem jako odkrywczyni przy przyznaniu Nagrody Nobla. Jej opiekun naukowy prof. Antony Hewish, który przy samym odkryciu robił to, co zarządzający zwykle robią, tj. zlecają zadania, czekają na już wstępnie przeanalizowane wyniki, sypiając spokojnie bez dyżurów nocnych, został laureatem. Uwieńczony profesor zachował się podobnie jak Einstein w stosunku do Milevy, czyli przyjął nagrodę, a nie upomniał się o laur dla dr Jocelyn Bell Burn. Wszyscy w środowisku ubolewali nad tą niesprawiedliwością. Sama Jocelyn wykazała się nietuzinkową wielkością, gdyż nie zgłosiła najmniejszej pretensji. Stwierdziła, że tego, czego dokonała w swoim własnym umyśle, było jej największą satysfakcją. Przyznała, że nagroda należała się jej profesorowi, bo na nim spoczywała odpowiedzialność.
To jednak jej, młodej entuzjastce fizyki dane było odkryć tajemnicze gwiazdy neutronowe, emitujące zabójcze promieniowanie elektromagnetyczne. To jej siła charakteru, oddanie, pasja doprowadziły do okrycia. Jak skomentował ten fakt pewien obiektywny astronom: "Inny badacz szybko by się zniechęcił i z pewnością nie zauważyłby tej unikalnej systematycznej regularności w tym minimalnie różniących się „pikach” i „dolinach” na wielometrowych taśmach.”
Bardzo wzruszającym gestem prof. Jocelyn Bell Burnell po odniesionym sukcesie było napisanie listu do nauczyciela ze szkoły podstawowej. W nim wskazała go jako autora swoich osiągnięć, gdyż on odkrył przed nią jak prosta jest fizyka.
Spektakularny okazał się jej pierwszy sukces naukowy, mimo że nie został właściwie doceniony. Przedmiotem jej badań w czasie studiów doktoranckich było nieznane zjawisko, które obserwowała za pomocą skonstruowanego przez siebie (z udziałem innych doktorantów) radioteleskopu. W zespole badawczym prof. Antony’ego Hewisha zdana była na własną determinację i inwencję, gdyż promotor nieraz wyrażał zwątpienie w sens jej dociekań. Odkrycia dokonała zatem samodzielnie, analizując tysiące rejestrów promieniowania na bardzo długich rolkach papieru. Wymagało to niezwykłego poświęcenia i uwagi, by w zarysie impulsów z kosmosu wyodrębnić występującą regularność i wysnuć na ich temat wnioski. Zjawisko dotyczyło odległej przestrzeni kosmicznej, a wyniki musiały dać dokładne rozpoznanie, które nie będzie budzić wątpliwości.
Jej wielkoduszność ujawniła się w związku z jej pominięciem jako odkrywczyni przy przyznaniu Nagrody Nobla. Jej opiekun naukowy prof. Antony Hewish, który przy samym odkryciu robił to, co zarządzający zwykle robią, tj. zlecają zadania, czekają na już wstępnie przeanalizowane wyniki, sypiając spokojnie bez dyżurów nocnych, został laureatem. Uwieńczony profesor zachował się podobnie jak Einstein w stosunku do Milevy, czyli przyjął nagrodę, a nie upomniał się o laur dla dr Jocelyn Bell Burn. Wszyscy w środowisku ubolewali nad tą niesprawiedliwością. Sama Jocelyn wykazała się nietuzinkową wielkością, gdyż nie zgłosiła najmniejszej pretensji. Stwierdziła, że tego, czego dokonała w swoim własnym umyśle, było jej największą satysfakcją. Przyznała, że nagroda należała się jej profesorowi, bo na nim spoczywała odpowiedzialność.
To jednak jej, młodej entuzjastce fizyki dane było odkryć tajemnicze gwiazdy neutronowe, emitujące zabójcze promieniowanie elektromagnetyczne. To jej siła charakteru, oddanie, pasja doprowadziły do okrycia. Jak skomentował ten fakt pewien obiektywny astronom: "Inny badacz szybko by się zniechęcił i z pewnością nie zauważyłby tej unikalnej systematycznej regularności w tym minimalnie różniących się „pikach” i „dolinach” na wielometrowych taśmach.”
Bardzo wzruszającym gestem prof. Jocelyn Bell Burnell po odniesionym sukcesie było napisanie listu do nauczyciela ze szkoły podstawowej. W nim wskazała go jako autora swoich osiągnięć, gdyż on odkrył przed nią jak prosta jest fizyka.
Miłego czytania.
Pochodzę z Kosemowa :) i z całą jego społecznością należę do grupy , która interesuje się historią rodu Osmanów. Jako facet w takiej sytuacji nie mogę napisać tylko o jednej kobiecie. Jesteśmy tylko atomem Wrzechświata , więc napiszę o tych , co przeszły jedną z najtrudniejszych dróg . Na ich drodze stanął, rasizm, nietolerancja, podział ról ze względu na płeć. Napiszę o trzech wspaniałych kobietach, matematyczkach, pracownikach NASA i murzynkach. Napiszę o Katherine Johnson, Mary Jackson i Dorothy Vaughan. Cofnijmy się do połowy XX w. Trwa zimna wojna, wyścig zbrojeń a co za tym idzie ogromny rozwój technologii. W tej wojnie amerykanie przegrywają wyścig o zdobycie kosmosu. 12 kwietnia 1961 r. Jurij Gagarin jako pierwszy człowiek znalazł się w kosmosie. Rosjanie zadali tym samym ogromny cios amerykanom. Za sukcesem pierwszego lotu załogowego amerykanów, za sukcesem lotu na Księżyc, stały stały również one , kobiety- murzynki. Nikt o nich nie wspominał, nikt nie wiedział o ich istnieniu. Nie wiedział o ich mozolnej pracy. Aby otrzymać posadę w NASA , musiały przejść jako jedyne dodatkowy kurs potwierdzający ich kwalifkacje i nie miało to znaczenia ,że sa po studiach. Praca kobiet nigdy nie jest dostatecznie doceniona, wtedy nie była doceniana wcale. Zatrudnione były na głodowych stawkach. Powołanie West Area Computers gdzie pracowały tylko czarne kobiety , zostało wymuszone przez prawo Jima Crowa. Prawo to było obligatoryjne, nakazywało oddzielanie ludzi czarnych od białych. W związku z tym nie wolno im było korzystać z tych samych toalet czy tej samej przestrzeni do pracy. Co takiego robiły te wspaniałe kobiety. Zajmowały się chyba najbardziej mozolną pracą. Nazwano je komputerami w spódnicy. To one wyliczały mozolnie trajektorię lotów, to dzięki nim mogli polecieć w Kosmos i z niego wrócić szczęśliwie. To one spędzały godziny na mozolnych obliczeniach matematycznych.Ale nie tylko to wyróżnia je z grona kobiet. Z całych sił walczyły z segregacją rasową. W 1950 roku na czele grupy West Area Computers po raz pierwszy w historii NASA , wtedy jeszcze NACA stanęła afroamerykanka Dorothy Vaughan stając się tym samym głosem czarnoskórych kobiet. Mary Jackson , wybitna matematyczka, otrzymała po dwóch latach pracy , ofertę od polskiego inżyniera Kazimierza Czarneckiego pracującego dla NASA, zajmującego się projektowaniem naddźwiękowych tuneli aerodynamicznych.To on zmotywował ją do ukończenia studiów inżynierskich. To wcale nie było takie proste. Musiała wystąpić o specjalne pozwolenie na możliwość studiowania z białymi studentami. Wbrew przeciwnością została pierwszą w historii NASA kobietą inżynierem pochodzenia afroamerykańskiego. I ostatnia z tej trójki Katherine Johnson , oaza cierpliwości i spokoju. Kobieta która swoją inteligencją w kozi róg zaganiała wszystkich facetów. Sukces osiągnęła dzięki determinacji ojca, walczył o jej wykształcenie z całych sił. W wieku 10 lat chodziła już do liceum, studia skończyła jako 18 - sto latka. To właśnie ona była osobą, która na życzenie Johna Glenna wyliczyła trajektorię lotu, sprawdzając poprawność danych podawanych przez maszynę. Glenn nie miał zaufania do komputerów i wypowiedział wtedy słowa, które są często powtarzane w kontekście tamtych wydarzeń: „Niech dziewczyna sprawdzi liczby. Jeśli powie, że liczby są w porządku, jestem gotowy lecieć”. W wywiadzie skromnie powiedziała, ja tylko wyliczyłam trajektorię lotu. Tylko!!!. Czemu napisałem o nich? Uważam, że do dziś dnia, rola kobiet w każdej dziedzinie jest nie doceniana. Jeśli tak się dzieje dziś , to jaką drogę przeszły te kobiety w latach 50 ubiegłego wieku. Każda kobieta zasługuje na ogromny szacunek i podziw. Choć, nie wszystkie dokonują odkryć, latają samolotami, sa laureatkami nagród. Ale to dzięki nim ten świat jeszcze nie oszalał, to każda z Was moje Panie jest bohaterką dnia codziennego. To Wy dziś i teraz ogarniacie cały ten chaos codziennego dnia. To każda z Was jest bohaterką, bohaterką codzienności.
Pochodzę z Kosemowa :) i z całą jego społecznością należę do grupy , która interesuje się historią rodu Osmanów. Jako facet w takiej sytuacji nie mogę napisać tylko o jednej kobiecie. Jesteśmy tylko atomem Wrzechświata , więc napiszę o tych , co przeszły jedną z najtrudniejszych dróg . Na ich drodze stanął, rasizm, nietolerancja, podział ról ze względu na płeć. Napiszę o trzech wspaniałych kobietach, matematyczkach, pracownikach NASA i murzynkach. Napiszę o Katherine Johnson, Mary Jackson i Dorothy Vaughan. Cofnijmy się do połowy XX w. Trwa zimna wojna, wyścig zbrojeń a co za tym idzie ogromny rozwój technologii. W tej wojnie amerykanie przegrywają wyścig o zdobycie kosmosu. 12 kwietnia 1961 r. Jurij Gagarin jako pierwszy człowiek znalazł się w kosmosie. Rosjanie zadali tym samym ogromny cios amerykanom. Za sukcesem pierwszego lotu załogowego amerykanów, za sukcesem lotu na Księżyc, stały stały również one , kobiety- murzynki. Nikt o nich nie wspominał, nikt nie wiedział o ich istnieniu. Nie wiedział o ich mozolnej pracy. Aby otrzymać posadę w NASA , musiały przejść jako jedyne dodatkowy kurs potwierdzający ich kwalifkacje i nie miało to znaczenia ,że sa po studiach. Praca kobiet nigdy nie jest dostatecznie doceniona, wtedy nie była doceniana wcale. Zatrudnione były na głodowych stawkach. Powołanie West Area Computers gdzie pracowały tylko czarne kobiety , zostało wymuszone przez prawo Jima Crowa. Prawo to było obligatoryjne, nakazywało oddzielanie ludzi czarnych od białych. W związku z tym nie wolno im było korzystać z tych samych toalet czy tej samej przestrzeni do pracy. Co takiego robiły te wspaniałe kobiety. Zajmowały się chyba najbardziej mozolną pracą. Nazwano je komputerami w spódnicy. To one wyliczały mozolnie trajektorię lotów, to dzięki nim mogli polecieć w Kosmos i z niego wrócić szczęśliwie. To one spędzały godziny na mozolnych obliczeniach matematycznych.Ale nie tylko to wyróżnia je z grona kobiet. Z całych sił walczyły z segregacją rasową. W 1950 roku na czele grupy West Area Computers po raz pierwszy w historii NASA , wtedy jeszcze NACA stanęła afroamerykanka Dorothy Vaughan stając się tym samym głosem czarnoskórych kobiet. Mary Jackson , wybitna matematyczka, otrzymała po dwóch latach pracy , ofertę od polskiego inżyniera Kazimierza Czarneckiego pracującego dla NASA, zajmującego się projektowaniem naddźwiękowych tuneli aerodynamicznych.To on zmotywował ją do ukończenia studiów inżynierskich. To wcale nie było takie proste. Musiała wystąpić o specjalne pozwolenie na możliwość studiowania z białymi studentami. Wbrew przeciwnością została pierwszą w historii NASA kobietą inżynierem pochodzenia afroamerykańskiego. I ostatnia z tej trójki Katherine Johnson , oaza cierpliwości i spokoju. Kobieta która swoją inteligencją w kozi róg zaganiała wszystkich facetów. Sukces osiągnęła dzięki determinacji ojca, walczył o jej wykształcenie z całych sił. W wieku 10 lat chodziła już do liceum, studia skończyła jako 18 - sto latka. To właśnie ona była osobą, która na życzenie Johna Glenna wyliczyła trajektorię lotu, sprawdzając poprawność danych podawanych przez maszynę. Glenn nie miał zaufania do komputerów i wypowiedział wtedy słowa, które są często powtarzane w kontekście tamtych wydarzeń: „Niech dziewczyna sprawdzi liczby. Jeśli powie, że liczby są w porządku, jestem gotowy lecieć”. W wywiadzie skromnie powiedziała, ja tylko wyliczyłam trajektorię lotu. Tylko!!!. Czemu napisałem o nich? Uważam, że do dziś dnia, rola kobiet w każdej dziedzinie jest nie doceniana. Jeśli tak się dzieje dziś , to jaką drogę przeszły te kobiety w latach 50 ubiegłego wieku. Każda kobieta zasługuje na ogromny szacunek i podziw. Choć, nie wszystkie dokonują odkryć, latają samolotami, sa laureatkami nagród. Ale to dzięki nim ten świat jeszcze nie oszalał, to każda z Was moje Panie jest bohaterką dnia codziennego. To Wy dziś i teraz ogarniacie cały ten chaos codziennego dnia. To każda z Was jest bohaterką, bohaterką codzienności.
Jej pasja to wspieranie ludzi w rozwoju poprzez coaching i szkolenia. Jej pasja to psychologia. Jej pasja to komunikacja oparta na empatii. Jej pasja to psy ras północnych. Jej pasja to ratowanie zwierząt i promowanie adopcji. Jej pasja to przyroda. JEJ KARIERA TO POŁĄCZENIE TEGO WSZYSTKIEGO W JEDNĄ CAŁOŚĆ!
Bardzo długo próbowała znaleźć swoje miejsce. Pracowała w finansach, w edukacji, w firmie szkoleniowej, w HR.
Organizuje wyprawy rozwojowe dla kobiet w asyście psów zaprzęgowych – Wędrującą z wilkami. Wspiera inne kobiety w odkrywaniu i budowaniu kariery, która da im spełnienie i satysfakcję na Kobiecych EVOLucjach. Obecnie prowadzi bezpłatne 21-dniowe wyzwanie Pracująca. Nieprzepracowana, aby pokazać innym, że można realizować się na wielu płaszczyznach i w pełni cieszyć się życiem. Oczywiście wszystko ma swoją cenę, ale zawsze mamy wybór.
Aktywnie działa w stowarzyszeniu SOS Huksy. Ma małe stado „wilków” i prowadzi dom tymczasowy dla pokrzywdzonych zwierząt.
Niebawem ukaże się pierwszy numer POLKI– magazynu online dla kobiet przedsiębiorczych.
JAK ODKRYŁAM, CO CHCĘ ROBIĆ?
Spełniając marzenie z dzieciństwa. I tak pewnego dnia w jej życie wtargnął Shaq- samiec alfa, typ dominujący i niezależny. Byli, jak dwa różne światy, które muszą nauczyć się komunikacji i zaufania. Obserwując ogrom popularności tej rasy w Polsce i rosnącą bezdomność tych zwierząt, bardzo szybko włączyła się w ich ratowanie. Po Shaqu pojawiły się kolejne. Zagłodzone, bite, skrzywdzone. Rany fizyczne szybciej się goją od psychicznych, a niektóre blizny pozostają na całe życie. Bardzo szybko zauważyła, jak praca z tymi zwierzętami zmienia jej życie. Był to czas studiów z psychologii, szkoły coachingu, kursu empatii. Tak wyłoniła się jej zawodowa droga.
INSPIRACJA
Świadomość tego, że dzięki działaniom innym żyje się lepiej. Pewnie słyszałaś już to zdanie, że:
to ludzie wystarczająco szaleni, by sądzić, że mogą zmienić świat… są tymi, którzy go zmieniają –
. Nie uratuję całego świata, ale świadomość, że uratowałam kilka istnień jest wystarczającym powodem by walczyć dalej. I mam nadzieję, że na świecie będzie coraz więcej szaleńców
POWÓD ZMIANY
Tęsknota. Tęskniła za otwartą przestrzenią, przyrodą, za pasją, za byciem panią swojego czasu. To wszystko znalazła tworząc swoja firmę.