Piątek trzynastego tym razem wcale nie miał być pechowy. Wręcz przeciwnie - fani serii Once Upon a Time mieli wręcz oszaleć ze szczęścia pod wpływem nowego odcinku. Niestety, efekt nie do końca został osiągnięty, a zdania co do całego, siódmego sezonu, choć zaledwie się rozpoczął, są znacznie podzielone. Jak to mówią - nie oceniaj dnia przed zachodem słońca. Tak samo w przypadku serialu, nie ma co oceniać po zaledwie dwóch odcinkach. Ach, i najważniejsze! UWAGA NA SPOJLERY.
No właśnie! Książki książkami, jest ich dziesiątki, setki a nawet tysiące, choć kto wie, czy nawet nie więcej. W każdej z nich, historie które mieliśmy przyjemność poznać wcześniej są spisane zupełnie inaczej. No i właśnie tu zaczyna się cały galimatias. Jednak zacznijmy od początku. Odcinek drugi siódmego sezonu zadedykowano zdecydowanie najpopularniejszemu parringowi serialu - Captain Swan, czyli Emmy Swan i jej męża - Killiana Jonesa. Powitała nas urocza scena rodzinna, Swan-Jones na ich łajbie, niby nic nadzwyczajnego, ale poczułam swego rodzaju ulgę i szczęście, widząc ich razem. Na moment zdało się ono jednak uciec, gdy młody Henry popadł w nostalgię. Jak każdy dzieciak w okresie dojrzewania, przechodzi kryzys - kim zostać w przyszłości, co ze sobą zrobić. Nasz młodzieniec postanowił poszukać swojego szczęśliwego zakończenia. A skoro to tak bardzo typowy dla baśni klimat, to gdzie go szukać? Oczywiście w Zaczarowanym Lesie. Oczywiście łabędzia mamusia nie mogła pozostawić swojego syna bez żadnego kontaktu! W prezencie od Killiana, młody podróżnik otrzymał zaczarowaną butelkę, w której w każdej chwili mógł wysłać do niego wiadomość. No i tu zaczyna się plątanina. Dorosły już Henry wpadł w tarapaty, zła macocha Kopciuszka stara się go dopaść, a wtedy młodziak wysyła błaganie o pomoc do Kapitana Haka, Emmy oraz matki adopcyjnej. Wszystko wydaje się w porządku, prawda? Trzy osoby, nic nadzwyczajnego... A jednak! Jak wspomniałam na początku - ile książek tyle wersji opowieści. Butelkowaną wiadomość otrzymało dwóch piratów. Jeden NASZ - Killian Jones, a drugi, hm... Oczywiście też jest nasz, jakżeby inaczej! Jednak jest to wersja ze świata życzeń, w którym klątwa złej królowej nigdy nie została rzucona, a więc, witaj stary Haku!
Jeśli mam być szczera - Colin zawsze rozkładał mnie na łopatki grając Haka, ale w tym momencie po prostu padłam i nie wstaję. Od zawsze byłam i na zawsze będę wielką fanką każdej jego wersji i już chyba nigdy nie wyjdę z podziwu jego niesamowitej gry aktorskiej. Samo to jak bardzo wczuł się w obie wersje Haka jest warte największych nagród. Odchodząc jednak od tematu samego aktora, bo jest to kwestia warta osobnego postu, jak nie nawet dwóch lub więcej - czego pragnie stary, zapijaczony Hook? Ach no tego, co my wszyscy - wielkiej miłości rodem z wielkiego ekranu. Dowiedziawszy się, że jego inna wersja posiada żonę, zapragnął żyć jego życiem. Ogłuszył swojego sobowtóra, rzucając go w ramiona dawnej kochanki - podłogi (CaptainFloor wiecznie razem). Jedyne co teraz stało mu na przeszkodzie, to jego wiek, ale nie ma rzeczy, której nie dałoby się naprawić. Kto przyszedł mu z pomocą? Ach no oczywiście ta, która kocha maczać paluszki w brudnych sprawkach - Lady Tremaine. Bidi bobidi boom i paręnaście lat ręką odjął. Zniknęła siwizna, obwisły, piwny brzuch również. Znów mamy młodzieniaszka przed sobą. Stawiając ich obok siebie, ktoś mógłby wziąć obu Haków za braci bliźniaków, a tu niespodzianka...
Stary, odmłodniały Hook spotyka się finalnie z Henrym, a zapytany o Emmę wpada w sidła niewiedzy. Niezgrabnie próbuje wybrnąć z pytania o matkę księcia, odpowiada półsłówkami, a jego sekret bliski jest wyjścia na jaw. Na szczęście w tym samym momencie zjawia się i ona. Jak to mówią - wywołał wilka z lasu. Szczęśliwa Swan przytula się ze swoim synem, a niedługo potem dzieli się z nim niesamowitą wieścią - SPODZIEWA SIĘ DZIECKA.
Wtem w złym klonie coś pęka. Dociera do niego, że nie może ukraść życia jego innej wersji, bo czeka na niego ktoś, kto prawdziwie go kocha, a w dodatku zostanie ojcem. Chcąc naprawić wszystko to, co złe, wraca tam, gdzie zostawił Haka wraz z podłogą i chce go uświadomić, że natychmiast musi wracać do żony. Killian jednak woli najpierw stoczyć pojedynek z tym, który go skrzywdził. W wyniku bójki pierwszy z nich (ten stary) zostaje ranny no i mamy problem. Na szczęście spotyka ich wtedy Emma, która zaradziła całej sytuacji. Brawa dla Wybawicielki!
W tym momencie dowiadujemy się także, że Hook ma pewien cel w życiu - odnaleźć swoją córkę. I tu pojawia się magiczne pytanie: KTO NIĄ JEST? Wiadomo tylko tyle, że zaginęła dawno temu, ale kiedy była mała, grywała ze swoim ojcem w szachy. W tym momencie moje serce dosłownie pękło, a dlaczego? Bo jak się okazuje nasz piekielnie przystojny pan policjant z Hyperion Heights, czuje, że brakuje w jego życiu kobiety, ale nie ukochanej, a kogoś innego - córka! Gdzieś tam w głębi wyobraźni ujrzałam jego pierwsze spotkanie z dzieckiem i jakoś tak wzruszenie samo przyszło. Ach no i własnie, skoro mowa o Rogersie - Emma wraz ze swoim Hookiem postanowiła powrócić do Storybrooke, by tam urodzić i wychować ich maluszka, ale poprosiła drugiego Hooka o to, by zaopiekował się Henrym, tłumacząc, że będzie spokojniejsza, jeśli choć jedna jego wersja będzie przy nim. Tak oto Henry zyskał dwóch sojuszników - Killiana ze świata życzeń i adopcyjną matkę.
Tymczasem w Hyperion Heights wciąż trwają niesnaski rodzinne pomiędzy Jacindą i Victorią o Lucy. Wieczna walka o to, z kim powinna przebywać dziesięciolatka. Dzieciak natomiast wciąż stara się przykuć uwagę ojca, który wciąż nie chce wierzyć, że jest pod wpływem klątwy. Sam Henry czuje się jednak winny za to, co przydarzyło się Jacindzie. Stara się jej jakoś to wynagrodzić, dosłownie staje dla niej na głowie, a nawet na rzęsach, ale ona ma to zupełnie gdzieś. Ponadto sam ma problemy i to niemałe. Victoria jest bezlitosna i zrobi wszystko, by się go pozbyć. Oskarżyła go nawet o kradzież i posłużyła się swoimi pachołkami - Weaverem i Rogersem, by wyciągnęli o nim jak najwięcej informacji. Innymi słowy, nie cofnie się przed niczym, jest kobietą bez skrupułów.
Jest jednak coś pozytywnego. Na naszych oczach rozkwita nowy romans - Jacinda i Henry. Choć póki co więcej jest między nimi nieporozumień, powoli czuć tę chemię między nimi. W końcu jak to było? Ach... Kto się czubi, ten się lubi!
Ostatecznie jedyne do czego mogę się przyczepić to sam fakt, że Reginy było więcej w tym odcinku niż Emmy, która miała być główną gwiazdą, ze względu na chęć zamknięcia jej historii. Tymczasem spora rzesza fanów została z totalną pustką zamiast serca. Osobiście oczekiwałam totalnego braku adopcyjnej matki Henryego w tym odcinku. Na miejscu twórców skupiłabym się właśnie na naszej ukochanej parze. Jednak pomijając fakt samej obecności Lany Parrilli w tym odcinku, muszę przyznać, że jestem szczęśliwa. Captain Swan żyje wciąż, wiodą spokojne, pełne szczęścia żywoty w Storybrooke oczekując przyjścia na świat ich ukochanego dzieciątka. Czy mogło być lepiej? W końcu to jest to, czego każde z nas - CS shippers pragnęło. Szczęście. Szczęście i jeszcze raz szczęście naszych ulubieńców. Teraz pozostaje jeszcze kwestia domniemanej córki. Kim ona może być? Czy teorie o Alice będą słuszne? A może to Roszpunka, której jeszcze nie poznaliśmy? Kim jest ta dziewczyna, która grała ze swoim ojczulkiem w szachy?
Jakość: | 20 | Popularność: | 235 |
Wsparcie: | 94 | Ocena i wartość ocen: | 2 |
Wyróżnienia/kary: | 0 | Komentarze i reakcje: | 0 |
W trwającej akcji redaktor dla tego fandomu uzyskał skuteczność % ( polecanych dyskusji z napisanych w tym fandomie) |