W dzisiejszym poście chciałabym przedstawić Wam moją odpowiedź na wyzwanie Ani >> LINK DO WYZWANIA <<. Mam nadzieje, że moja odpowiedź Wam się spodoba i zachęci do uczestniczenia i stworzenia własnych odpowiedzi do podanych kategorii. Bez zbędnego przedłużenia - zapraszam!
Moją ulubioną postacią ze wszystkich seriali jakie oglądam jest zdecydowanie Regina Mills z serialu Once Upon a Time. Dlaczego? Odpowiedź może nie jest oczywista, w końcu ta kobieta ma na dłoniach krew bezbronnych oraz niewinnych ludzi, którzy tracili głowę, czasami tylko z powodu krzywego spojrzenia ewentualnie braku pokłonu w stronę naszej królowej. Sęk w tym, że to nie ta początkowo bezduszna postać mnie sobą ujęła - tylko jej wnetrzę. Od pierwszego odcinka wiedziałam, wiedziałam, że Regina nie jest typowym czarnym charakterem. Zauważyłam coś w jej zachowaniu, w jej sposobie bycia, że jednak gdzieś głęboko jest jej serce, które tylko czeka na iskrę miłości. Mały płomyczek, który będzie w stanie stopić lód, który stanowi stalową zbroje narządu naszej złej królowej. Nie myliłam się. Regina zawsze była dobra. Zawsze, mimo to pod wpływem zaborczej matki - pogubiła się we własnej drodze życiowej. Odkąd pamięta jej marzeniem była prawdziwa miłość, osoba, której spojrzenie sprawi, że będzie mogła poczuć się bezpiecznie. Kiedy ją poznała, nie chciała niczego więcej. "Chcę być tylko szczęśliwa", to powtarzała sobie za każdym razem, w każdej chwili zwątpienia. Cora, jej matka nie mogła pozwolić na to, żeby jej córka związała się z zwykłym stajennym. Zabiła go na oczach Reginy, patrząc mu prosto w oczy. Wyobraźcie sobie choć przez chwilę co mogła poczuć młoda dziewczyna, która widzi jak jej cały świat właśnie upada na ziemie uwalniając ostatni wdech... To właśnie sprawiło, że w Reginie zgasł płomyk. Ostatnia nadzieja na to, że na świecie jest dobro. Od tamtego momentu nikt inny nie zasługiwał na szczęście - tylko ona, Musiała być królową, od momentu kiedy otworzyła pierwszy raz oczy, już wtedy to było jej pisane. Czy tego chciała? Nie, nigdy nie pragnęła władzy. Utrata Daniela, była ciężka i choć za wszelką cenę zła królowa próbowała zapomnieć tego widoku, widoku jego śmierci, nigdy nie była w stanie. Rzucenie klątwy to była jedyna szansa, na szczęśliwe zakonczenie. Posiadanie syna, który miał ją kochać ponad wszystko stało się nowym celem. Czy ją kochał? Możemy być tego pewni, mimo to ona nie czuła tego. Młody chłopiec obwiniał ją za całe zło na świecie, widząc w swojej matce jedynie złą królową. Od tego momentu najważniejszy był tylko Henry. Setki tysięcy łez spływały po jej bladych policzkach za każdym razem kiedy miała styczność z jego odepchnięciem. Zła królowa, wciąz tylko to w niej widzieli. Nikt nie dostrzegał tego co ja oglądając ten serial - dobra w tej cierpiącej istocie, która każdego dnia próbuje uciec od wszystkich dręczących ją myśli. Kończąc sezon zapragnęłam jednej rzeczy, niech Regina Mills będzie szczęśliwa. Chyba moje modły zostały wysłuchane. Z sezonu na sezonu każdy zauważał to co ja, to, że zła królowa już nie zasługuje na jej przydomek! Mimo to nie brakowało wciąz cierpienia. Kolejny raz była świadkiem jak jej druga miłość upada oddając ostatni wdech właśnie dla niej. Kolejny raz musiała pożegnać najbliższych, kolejny raz czuła się samotna, niechciana. Kolejny raz nie czuła się wystarczająco dobra. Mimo to nauczyła się na nowo kochać i zrozumiała jak wiele znaczy rodzina i miłość. Za wszelką cenę próbowała po prostu dostać swoje szczęśliwe zakończenie. Mam nadzieje, że dostanie, ale szczęśliwy początek!
Regina Mills, nie jest zwykłą postacią w tym serialu. Wyróżnia się na tle innych. Żadna z nich nie dorównuje jej w przejściach, żadna z nich nie byłaby w stanie zrozumieć tego jak wiele łez może wypłynąć z tak drobnej kobiety. Mimo to nigdy nie okazywała słabości. Nigdy nie czekała na litość, zawsze walczyła do końca będąc gotową na wszystko co przyjdzie. Nie raz mogła umrzeć w tym serialu i zawsze na jej twarzy przed nadchodzącą śmiercią było widać spokój, skupienie. Jakby wiedziała, że to nadejdzie, jakby czuła, że na to zasługuje. Prawdopodobnie Regina nigdy nie zapomniała tego jak wiele bólu wyrządziła każdemu kto ją poznał. Wiele osób pewnie wciąż zapamięta ją jako złą królową, ale ważne jest, że najbliżsi widzą w niej to co powinni - drugą szanse.
Regina jest drugą szansą, pokazuje jak dobrze ją wykorzystać i to jest w tej postaci przepiękne. Już nie wspomnę o aktorce, która wcieliła się w tą bohaterkę bo nie ma słów, które byłyby w stanie opisać jak fenomenalnie odgrywa tą rolę, każde emocje i po za tym - jak wspaniałą osobą sama jest. Podsumowując to wszystko, po prostu uwielbiam Regine za to, że pomimo całego zła na świecie i w sobie, ona się nie poddała. Nie raz straciła nadzieje, ale nie pozwoliła stracić jej innym. Sama w siebie nie wierzyła, ale oddawała wiare w najbliższych. To wszystko stworzyło ją bohaterem, a nie złym charakterem. Regina Mills zasługuje na dobro całego świata.
Long live the evil queen.
Krótka wiadomość do samej siebie. Dzięki tej postaci wiele zrozumiałam. W niektórych momentach mogłam się utożsamić i dlatego tak łatwo było mi wczuć się w sytuacje w której sama się znajdowała nie raz. Zawsze w nią wierzyłam i zaczęłam dzięki temu wierzyć w samą siebie. Niby zwykła fikcyjna postać, a jednak moi drodzy. Mam nadzieje, że każdy z Was coś takiego kiedyś przeżyje!
A więc dziękuję Regina Mills, dziękuję za to, że mogłam sama sobie dać drugą szansę.