Proszę zaloguj się lub zarejestruj aby skomentować ten post.
6 Komentarzy
Być może ten post otworzy trochę oczy osobom typu "NIE LUBIE KLARK BO JEJ DECYZJE SOM ZLE HURR DURR".
W drugiej części tej serii zdecydowałam się skupić tylko na jednej osobie, główna bohaterka; Clarke, która uznana jest za wybawczynię wszytskich i wszytskiego, oraz cierpiętnicę, co by o niej nie mówić, miała chyba najwięcej trudnych dylematów moralnych, inna sprawa, że sama się na to zdecydowała, gdy objęła władzę i to jak się z tymi wyborami nosiła. Ale pomijając postać Clarke (która akurat mnie ogromne irytuje) a skupiając się na traginych decyzjach, już odczuwamy pewny ból metafizyczny.
Dylematy etyczne Clarke wydają się jeszcze trudniejsze, dlatego, że jest liderem, funkcjonuje nawet takie określenie jak odpowiedzialność lidera, teraz przedstawię Wam wybory i to, że są one już dawno w kulturze znane, nieco inne niż sytuacja z wagonikami z poprzednego mojego postu, ale w ogólle nie łatwiejsze.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: trwa wojna, odział specjalny zostaje wysłany na misję, jednak obie strony konfliktu dochodzą do porozumienia, więc oddział ma wrócić do bazy, musi to jednak zrobić niezauważony, bo jest oddziałem specjalnym i gdy go odnajdą na terytorium wroga, zabiją wszytskich jego człownków. W czasie powrotu jeden z żołnierzy wpada w pułapkę i tym sposobem zostaje ciężko rannny, jednak nie śmiertelnie, ale nie może powstrzymać się od krzyków, które słyszą wrogie wojska, jeden z jego kolegów bierze szmetkę i zatyka mu usta w ten sposób go dusząc. Co powinien zrobić dowódca oddziału? Pozwolić zabić rennego, czy jednak w myśl zasady jeden za wszystkich, wszyscy za jednego skazać na śmierć resztę ludzi?
Pozwolenie na śmierć tego żołnierza można tłumaczyć, że jednak ten człowiek sam wszedł w pułapkę, po części był sobie winny, poza tym odpowiada za cały zespół, ale przy tym dylemacie moralnym może być inaczej: grupa Żydów ucieka z getta, chowają się w stodole, goni ich grupa Niemców, wśrod uciekających jest matka z niemowlęciem, które cały czas płaczę, jeśli kobieta go nie uciszy wszyscy zostaną wydani i zginą, czy matka powinna zatkać dziecku usta i tym samym je zabić?
To właśnie takie, zmieniome oczywiście stoją wybory przed liderem, takie dylematy przeżywa Clarke. Zobaczcie jak wybiera.
Pierwszy naprawdę okropnie trudny i nierozwiązywalny dylemat etyczny Clarke musiała podjąć już w połowie sezonu drugiego i tym razem wcale nie chodzi mi o wydanie, czy nawet zabójstwo Finna, a o wydarzenie w Tondc. Jak to mówią? "Wiedza czyni wolnym, ale i unieszczęśliwia" tak chyba właśnie jest. Clarke dowiaduje się, że ludzie z Mount Weather zamierzają zrzucić bombę w miejsce narady wojennej, najpierw przekazuje te wiadomość Lexie, ta decyduje się na ucieczkę i namawia do tego Clarke. I tu twórcy The 100 daja nam rykoszetem między oczy, dosłownie. Co Clarke powinna zrobić? Pierwszą jej myślą była ewakuacja wszystkich, ale wtedy wróg dowiedziałby się o szpiegu-o Bellamim, wtedy by się cofneli, a wygrana wojny stanełaby pod znakiem zapytania. Ale ocaliłaby ludzi, czy można zadecydować o życiu jednych by ratować inne istnienia? "Zwycięstwo stoi na plecach ofiar", mówi Lexa i ma całkowitą rację, pytanie, czy było tego warte? Clarke decyduje się na ucieczkę, na ukrycie faktu, że mogła a nie ocaliła wielu istnień ludzkich, że tak naprawdę skazała ludzi na śmierć dla wygrania bitwy. Myślicie, że dobrze postąpiła?
Można oceniać ten wybór w kilku kategoriach; jako taktyczny była to zdecydowanie trafiona decyzja, w końcu najbardziej Ludzią z Gór zależało na śmierci Lexy i Clarke, czego udało się uniknąć, do tego nikt się nie zorientował o szpiegu, ale gdyby ocaniać to ze względu moralnego i humanitarnego, to czy naprawdę można poświęcić tyle istnien ludzkich dla wygrania wojny? Czy można decydować o tym, kto umrze, a kto warty jest ocalenia?
Właściwie na te pytanie nie można udzielić odpowiedzi, to właśnie wybór tragiczny. Uważacie, że Clarke zadecydowała słusznie?
Kolejna decyzja Clarke, czyli słynna dźwignia w moim odczuciu nie była aż tak trudna, sądzę nawet, że nie była nawet w połowie tak niewykonalna jak ta wyżej. Dlaczego? Bo tak naprawdę Clarke musiała wybrać między życiem, a śmiercią, między życiem swoich ludzi, a innych, fakt byli wśród nich tacy, którzy im pomagali, były tam dzieci, ale byli też ci, którzy jeśli darowano by im życie, nigdy nie przestaliby dążyć do wyjścia na Ziemię. Clarke tak naprawdę nie mogła postąpić inaczej. Ta decyzja była straszna, okropna, paskudna w skutkach, ale była konieczna. Clarke szukała innego wyjścia, nie chciała zabijać tych ludzi, ale musiała i o ile w Tondc to ona zadecydowała o śmierci tych ludzi i miała wybór, o tyle tutaj tego wyboru nie dostała. Clarke napromieniowała piętro i zabiła wszystkich, ale ocaliła swoich. Był to dylemat etyczny, moralny, którego konsekwencje są straszne, ale wybór choć ogromnie trudny i pozostawiający straszne wyrzuty sumeinia, był tak naprawdę oczywisty, zgodzicie się?
Czas na sezon czwarty i nie chodzi mi tu o listę! Ani nawet o to, czy Clarke powinna ją robić. Chodzi mi o prawdę. Czy można zataić ludziom informację o tym, że zginą? Czy można kazać im pracować, kiedy tak naprawdę podjęło się decyzje o tym, kto umrze? Clarke nie powiedziała ludziom, że pozostałość Arki pomieści sto osób. Mimo, że gardziła Jahą za to jak postąpił, mimo, że jeszcze niedawno była w stanie zginąć pomagając ojcu powiedzieć prawdę na Arce, mimo, że za prawdę oddał życie jej tata. To bardzo mądry zabieg w serialu. Obserwujemy ogromną zmianę Clarke (i wcale nie byłabym taka pewna czy na lepsze) ta, która nienawidziła Jahy i matki za to, że chcą okłamać ludzi, ta będąc na ich miejscu robi dokładnie to samo. To jest prawdziwy wybór tragiczny: powiedzieć i ryzykować zamieszanie i to, że nie ocaleje nikt, ryzykować może ostatnią nadzieję ludzkości, czy odebrać ludziom wiedzę, jedyne co im pozostaje i perfidnie okłamywać ich, że jeśli wezmą się do pracy wszystko będzie dobrze? Bellamy od początku był za opcją drugą, Raven natomiast uważała, że nie można robić czegoś takiego, cały czas nalegała na to, żeby powiedzieć im prawdę. A Clarke? Clarke okłamała ludzi i stworzyła listę. To wybór niewykonalny. Ale podejmując go Clarke kieruje się rozumem, nie sumieniem, nie sercem, nawet nie moralnością, jest do bólu racjonalna, ostrożna. Ocalenie, życie jest dla niej najważniejsze.
A Wy co myślicie, ludzie powinni poznać prawdę czy Clarke miała prawo ich okłamać?
Teraz decyzja Clarke, która ostatnio wywołała chyba najwięcej kontrowersji, faktem jest to, że było to już jakiś czas temu, ale zagorzali fani na pewno to pamiętają. Clarke zamknęła bunkier. Poszła na współpracę, uwaga, z JAHĄ, tak właśnie z nim i mimo będącej na górze Octavii zamknęła głaz, skazując wszystkich na górze na śmierć. Octavia wygrała konklawe, więc jej decyzję bardzo często uznawano za całkowicie błędną, pytanie, czy gdyby Octavia przegrała też tak by mówiono? Bo prawda jest taka, że ona założyła, że O nie wygra, że przegra i zgnie. Jej błędem nie było to, że zamknęła ten bunkier, ale to, iż zabrakło jej wiary, i tu paradoksalnie we własnych ludzi. Tu najłatwiej zobaczyć w Clarke mesjanizm i to jak wypowiedż Konrada z "Dziadów" cz III sparafrazowaną w tytule tego posta pasuje do jej postaci. Clarke sądziła, że tylko ona jest w stanie ocalić swoich ludzi. Ale wracając do samej decyzji to znowu pojawia nam się tu to samo, czyli dogłębny, zimny racjonalizm, właśnie tym w swoich wyborach kieruje się Clarke, zadecydowała, że jest ogromne prawdopodobieństwo, że zwycięzcą nie będzie O, a wygrać może Luna, czyli ma kolejny powód by tak postąpić, bo wtedy ratuje już nie tylko swoich ludzi, ale cały ludzki gatunek. Jej wybór wcale nie jest taki niezrozumiały jak się wydaje, był właśnie rozsądny, rozważny, całkowicie amoralny i wbrew wszelkim zasadom, czy honorowi, ale był mądry. Tak w ogóle, nie przypomina Wam to czegoś?
A jak Wy byście wybrali, ryzyko, że Wasi ludzie zginą, mało tego, że zginą wszyscy, że cały gatunek ludzki umrze, czy zaufalibyście przyjaciółce, czy postawilibyście na jedną kartę? Zapewne fani O powiedzieliby, że powinna jej zaufać, bo powinna, były przyjaciółkami, powinna w nią wierzyć, skoro inni wierzyli w nią, ona powinna też wierzyć w swoich ludzi, ale tak łatwo się mówi, prawda jest taka, że mimo wszystkich (a jest ich na serio sporo) wad na Clarke ciążyła odpowiedzialność, a ona zrobiła wszytsko by gatunek ludzki przetrwał, pamiętacie słowa Marcusa z pierwszego sezonu "Przyjaźń to luksus, na który nas nie stać", czyż one nie pasują tu idealnie?
To jak dla mnie najtragiczniejsze decyzje Clarke, których nikt nie byłby w stanie podjąć, co Wy o nich myślicie, pisząc widzę, że tych dylematów moralnych jest jeszcze o wiele więcej, ale te Clarke są chyba najbardziej rozpoznawalne. Ja o dziwo z wieloma się nawet zgadzam, a wszystkie rozumiem, a Wy sądzicie, że Clarke postępowała słusznie? Widzicie tutaj odpowiedzielność lidera, porównywalne do tych przykładów, które podałam na początku? Bo ja dostrzegam te pararelność. Wam też chciałam to pokazać, ale często właśnie takie etyczne dylematy trzymają nas przy ekranach, bo one wywołują tyle emocji, tyle bólu, nawet myślenie o tragicznych decyzjach bohaterów wywołują ból. Clarke wybrała, bo musiała, bo podjęła się tego zadania, w Wy uważacie, że jej wybory były dobre?
Oglądając serial chyba jak większość byłam ciągle zbulwersowana podejmowanymi decyzjami. i choć nie przepadam za Jahą, myślę, że miał rację, robią najlepsze co mogą na podtawie dostępnych informacji. Możemy się sprzeczać o tym co było potrzebne a co nie, ale tak naprawdę nigdy do końca tego nie zrozumiemy, nigdy nie będziemy w tym miejscu i tym czasie, nigdy nie podejmiemy takich decyzji. Dlatego jakiś czas po zobaczeniu serialu twierdze, że decyzje wnim podjęte były słuszne. Nie zawsze wychodziły na dobre, ale oni właśnie robili najlepsze co mogli na podstawie dostępnych informacji. To tak jak z matką Montyiego. Postąpił słusznie zabijając ją, nie można zaprzeczyć, dopiero później, kiedy dowiedzieliśmy się o możliwości wyłączenia chipów niektórzy uznali, że zrobił źle zabijając ją.