Po co przejmować się czymś o czym nie mamy pojęcia? Po co mamy przejmować się przyszłością skoro można żyć teraźniejszością? Poznajmy Lunę Valente - dziewczynę, dla której jutra mogłoby nie być, bo dzisiaj czerpię z życia pełnymi garściami.Poznajmy również jej przyjaciół, którzy są zawsze kiedy młoda Valente ich potrzebuje.Wspólnie tworzą paczkę zgranych przyjaciół, którzy są w stanie razem podbić świat.
Środa. Po wczorajszym incydencie w parku mój humor nieco się pogorszył. Diego jest naprawdę fajnym facetem, ale nie dla mnie. A teraz cierpi przez moją osobę, bo nie potrafiłam mu odmówić. Zaskoczyło mnie zachowanie Matteo w stosunku do niego, ale tylko wyłącznie dlatego, że ja do przyjaciół nie potrafiłabym zwracać się tak jak on to zrobił. Nie zamierzam jednak w to ingerować, bo każdy z nas ma inne priorytety, a dla Balsano może przyjaźń z Diego nimi nie była.
Wczoraj, gdy wróciliśmy do domu, zastaliśmy pozostałą czwórkę, która zrobiła sobie małe oderwanie od codziennych obowiązków. Zwykłe spotkanie przy piwku, wszystko fajnie, ale czemu NAS nikt nie zaprosił? Jaką otrzymałam odpowiedź? “Nikt nie chciał Wam przerywać w randce”. Idioci. Otaczają mnie sami idioci. Mimo wszystko wieczór spędziliśmy bardzo przyjemnie, czas upłynął nam na rozmowach na błahe tematy i wygłupach. Uwielbiam takie wieczory jak ten.
“Spotkamy się dziś?”
Siedzimy właśnie wszyscy razem na dziedzińcu szkolnym, gdy dostaje taką wiadomość. Marszcze delikatnie brwi na ten widok, nie spodziewałam się, że to ona pierwsza zaproponuje spotkanie. Siedzę dłuższą chwilę i nieprzerwanie wpatruje się w ekran telefonu. Co mam odpisać?
“Cieszę się, że postanowiłaś jednak coś odpisać na moje wszystkie próby kontaktu.”
Carmen jest naprawdę dla mnie ważną osobą i nie wyobrażam sobie mojego życia bez niej. Nie jestem jednak w stanie zrozumieć jej zachowania. Czy to, że nie powiedziałam jej, że mam “chłopaka” jest powodem, aby robić aż taką dramę? Pod wpływem chwili podejmuje decyzję, której mogę cholernie żałować. Ale co tam, raz się żyję.
- Ludzieee, chodźmy dziś na imprezę. Należy nam się po tygodniu ciężkiej pracy. - zwracam się do moich towarzyszy smętnym głosem, ale jednocześnie z kpiącym uśmiechem na ustach. Jestem pewna, że żadne z nas nie napracowało się za dużo od tych wakacji, ale każde usprawiedliwienie jest dobre, aby udać się na imprezę!
- Luncia! Czytasz mi w myślach! - odpowiada mi uradowana Ambar, a wszyscy inni przytakują na moje słowa. Na samą myśl o wieczornej imprezie mój humor znacznie się poprawia.
“Idziemy na imprezę. Poznasz moich przyjaciół.”
Chwilę się waham przed wysłaniem tej wiadomości, ale ostatecznie to robię. Może nie będzie wcale tak źle jak myślę.
- O nieee! Luna błagam Cię… przecież ja tam nie wytrzymam. - zaraz po wysłaniu, słyszę za sobą jęk zawodu Balsano. Odwracam się w jego stronę, chłopak siedzi na oparciu ławki, tuż za mną i wpatruje się w mój telefon.
- Mamusia Cię nie uczyła, że nieładnie czytać cudzą korespondencję? - odzywam się do niego lekko oburzona. To moja prywatność, w którą nie należy wkraczać. - Nie musisz iść, jak nie chcesz. Nikt nie będzie płakał. - Odwracam się do niego tyłem i naburmuszona opieram się o jego nogi.
- Oczywiście, że pójdę. Ktoś musi Cię pilnować. - słyszę jego cichy szept, wprost przy moim uchu, co wywołuje gęsią skórkę na całym moim ciele. Ugh, nienawidzę siebie za taką reakcje.
- Pilnować mnie? - prycham pod nosem wywracając przy tym oczami. - Czy może zaliczyć kolejną panienkę? - uśmiecham się do niego ironicznie i zbyt szybkim ruchem, zarzucam plecak na ramię i kieruje się w stronę szkoły. Nie chcę się spóźnić na lekcję. Nie chce znać powodu, dlaczego to powiedziałam. Nie chcę wdawać się z nim w dalszą dyskusję.
Carmen bez wahania zgodziła się na moją propozycję. Jednak we dwie umówiłyśmy się trochę wcześniej, aby wyjaśnić sobie parę spraw. Ma po mnie przyjść i razem udamy się do klubu na pieszo. Przyjaciele do nas dojadą.
Właśnie stoję przed ogromnym lustrem w moim pokoju i przyglądam się swojemu odbiciu. Wyglądam bosko. Tak wiem, skromność nie jest moją mocną stroną. Znam swoją wartość i nie będę ukrywać tego, że jestem ładna. Mój makijaż jest mocny, jak na imprezę przystało. Usta pomalowałam moją ulubioną burgundową szminką, a na sobie mam obcisłą spódnice do kolan, w kolorze czarnym. Dziś postawiłam na podkreślenie pupy, która też jest niczego sobie. Do tego założyłam obcisły top. Jak się bawić to się bawić. Na stopy nasuwam moje ulubione czerwone szpilki i zarzucając ramoneskę wychodzę z pokoju. Car powinna już na mnie czekać na dole.
- Masz szczęście, że dziś na imprezę idziemy razem. - na dźwięk tego głosu podskakuje delikatnie w miejscu. Trochę mnie wystraszył, obecnie nikogo się tu nie spodziewałam. Odwracam się w jego stronę, a on stoi oparty o framugę swoich drzwi, uśmiechając się do mnie cwaniacko.
- Bo? - pytam kpiąco, co on ma do tego?
- Nigdzie bym Cię nie puścił, jesteś zbyt seksowna. - jego głos nagle staje się cichszy i głębszy, a jego oczy niebezpiecznie ciemnieją od pożądania. Na tę słowa wybucham jedynie śmiechem. Puszczam mu buziaka i łapę za klamkę z zamiarem opuszczenia mieszkania. Nie mam czasu na pogaduszki. Jednak było do przewidzenia to, że mi się to nie uda tak łatwo. Chłopak gwałtownie odwraca mnie w swoją stronę i bez ostrzeżenia wbija się w moje wargi. Próbuje pogłębić pocałunek wpychając język do moich ust.
- Nie tym razem Balsano! - odrywam się od niego i szybko opuszczam mieszkanie. Sama nie wiem czemu, ale jestem z siebie cholernie zadowolona.
- Zobaczymy później! - to jedyne co jeszcze zdążyłam usłyszeć, zanim drzwi windy się zamknęły. Idiota.
Wychodzę z budynku i uważnie rozglądam się za przyjaciółką, gdzie ona jest do cholery? Po chwili dostrzegam ją siedzącą na jednej z ławek w parku po drugiej stronie ulicy.
- Ymm, hej Car. - witam się z dziewczyną, gdy tylko znajduje się blisko.
- Hejka Luna… - jej głos jest smutny co mnie lekko zaniepokoiło. - Przepraszam Cię za moje zachowanie… było gówniarskie.
- Powiesz mi o co Ci chodziło? - jestem cholernie ciekawa tego, ponieważ nie jestem w stanie zrozumieć tej sytuacji.
- Sama nie wiem Luncia. Jak ujrzałam go w tych drzwiach… to było coś tak dziwnego. Gdy tylko na niego spojrzałam, moje ciało wypełniło się takim dziwnym ciepłem. Nigdy podobnie się nie czułam. A jak spojrzałam w jego oczy… było po mnie. Ale właśnie wtedy on powiedział mi, że jesteście razem. To było jak silne zderzenie ze ścianą. Po prostu mnie zatkało. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, co zrobić. Musiałam to przemyśleć. Przepraszam Cię cholernie… - po tych słowach w jej oczach widzę łzy, przez co automatycznie ją przytulam. Nigdy nie przeżyłam czegoś podobnego, nie wiem czy jestem w stanie jej pomóc.
- Ejj, ja Ci wybaczam. Też zrobiłam źle nie mówiąc Ci nic o tym… ale obiecałam sobie kiedyś, że nie będę łączyć moich dwóch światów razem… chodzi mi o Ciebie i o moich przyjaciół. - odpowiadam na jej wyznanie, a moim głosem zaczynają targać emocje. - Nie wiem czemu, ale zmieniłam decyzję i myślę, że to już koniec smętów! Czas na imprezę! - mówię, już dużo weselszym tonem, na co obie wybuchamy śmiechem.
Siedzimy już wszyscy razem przy jednym ze stolików w klubie. Śmiech w ogóle nas nie opuszcza, jest zadziwiająco miło. Cieszę się, że moi przyjaciele zaakceptowali Carmen i dobrze się razem dogadują. Z mojej prawej strony siedzi Balsano, a jego ramię spoczywa za moją głową. Trzeba zgrywać pozory tej pary. Za chłopakiem siedzi właśnie Car, co jakiś czas dostrzegam jak ręka dziewczyny, niby to przypadkiem, ociera się o nogę chłopaka, tak samo jak jej nagie kolano. Jej maślanych oczu i uroczego uśmiechu skierowanego do niego też nie da się nie zauważyć. Jednak ja umiejętnie staram się to ignorować. Mimo że nie jesteśmy z Matteo tak naprawdę razem, to Car o tym nie wie i nie powinna się tak zachowywać. Przyjaciółki tak nie robią. Chłopcy postanowili sobie urządzić mały maraton. Wybucham głośnym śmiechem na widok już nieźle pijanego Gastona. Biedny. Zawsze najbardziej cierpi na tych wszystkich zakładach, bo niestety jego słaba głowa nie daje rady. Jednak gdy spoglądam na chłopaka siedzącego koło mnie dostrzegam, że on też na pewno nie jest już trzeźwy. Jego miękkie wargi lądują na mojej nagiej szyi. Swoim dotykiem delikatnie mnie łaskocze. Z moich ust wydobywa się cichy chichot. Ze mną też nie jest najlepiej, z dziewczynami narzuciłyśmy sobie niezłe tempo. Gdy dostrzegam, że mój drink właśnie się skończył postanawiam iść po kolejnego. Nie mówiąc nic nikomu kieruje się w stronę baru, przy którym po chwili siadam. Czuję jak po mojej lewej stronie ktoś się do mnie dosiada. Spoglądam w tamtą stronę i napotykam niezwykle nieziemskie spojrzenie niebieskich tęczówek. Bez skrępowania się w nie wpatruje, dopóki nie słyszę cichego śmiechu. Automatycznie budzę się z letargu i najlepiej jak potrafię, uśmiecham się w stronę chłopaka. Jest on wysokim, przystojnym blondynem. Bez zastanowienia łapę go za rękę i ciągnę na parkiet. Zaczynamy się poruszać w rytm muzyki lecącej z głośników. Nasze ciała rytmicznie ocierają się o siebie. Ręce chłopak lądują na mojej talii, jednak ja nie pozwalam zjechać im niżej. Czuję jego chłodny oddech na mojej szyi, więc odchylam głowę do tyłu i wybucham śmiechem. Szybkim wzrokiem prześwietlam naszą loże i dostrzegam coś, czego wolałabym nie widzieć. To żart, prawda? To mój pijany umysł płata mi figle, prawda? Przy stoliku Car bez skrępowania nachyla nad twarzą Balsano i namiętnie się całują. Chłopak wcale nie protestuje, wręcz przeciwnie. Obojgu sprawia to ogromną przyjemność. Czy to nie on chciał się od niej uwolnić? Przez niego naraziłam swoją przyjaźń, a ten i tak jak gdyby nigdy nic się z nią całuję. Czy tak zachowują się przyjaciółki? Przecież dla niej to jest mój chłopak! W moim sercu jakby coś pęka, zawiodłam się. W moich oczach pojawiają się łzy. Nie mogę płakać. Nie chcę o tym myśleć. Swój wzrok przenoszę na blondyna i bez chwili zawahania wbijam się w jego malinowe usta. Moje zimne dłonie lądują na jego karku, a jego na mojej pupie. Tym razem nie zamierzam protestować. Pierwsza wpycham swój język do jego buzi. Pocałunek jest gwałtowny, można rzec że brutalny. Nasze zęby się o siebie obijają, a mi ciągle jest mało. Nagle czuję mocne szarpnięcie. Zdezorientowana uchylam moje powieki i dostrzegam blondyna siedzącego na ziemi i trzymającego się za nos, z którego kapie krew. Co jest do cholery? Obok siebie dostrzegam Balsano dyszącego ze złości i mocno zaciskającego pięści. Chłopak wpatruje się w swoją ofiarę wzrokiem pełnym nienawiści. Coś Ty zrobił idioto? Jestem tak zaskoczona, że nie jestem w stanie wydobyć z siebie żadnego słowa. Stoję jak sparaliżowana. Nawet nie wiem jak, ale nim się zorientowałam to stoję już na zewnątrz, a obok mnie stoi Matteo, który ze złością pali papierosa.
- Uspokój się idioto. - zwracam się do niego, a jego wzrok wreszcie pada na mojj osobie. Na początku lodowaty, bez wyrazu, za chwilę zmienia się w ciepły, pełen sprzecznych uczuć. Oboje chyba za dużo wypiliśmy. - Co to miało być? - nie jestem wkurzona, bardziej mnie to śmieszy. Chłopcy to idioci, jak już kiedyś mówiłam.
- Szlag mnie trafił Lu. - mocno przygarnął mnie swoim ramieniem do siebie. Tak, że bez problemu wtulam się w jego klatkę piersiową. Wydaje się dużo bardziej trzeźwiejszy niż w momencie, gdy opuszczałam stolik.
- Jesteś moja, nikt nie będzie Cię całował. - z jego ust wydobywa się cichy szept, a ja już nawet nie mam siły zaprotestować.
Po prostu wtulam się w mocniej w jego klatkę i słuchając jego rytmu serca, próbuję posklejać swoje, które niedawno się rozpadło na kilka części; uporządkować burdel, który mam w głowie.
Ten wieczór to istna katastrofa.
Jakość: | 20 | Popularność: | 26 |
Podziękowania: | 0 | Ocena: | 5 |
Wyróżnienia: | 0 | Komentarze: | 10 |