Po co przejmować się czymś o czym nie mamy pojęcia? Po co mamy przejmować się przyszłością skoro można żyć teraźniejszością? Poznajmy Lunę Valente - dziewczynę, dla której jutra mogłoby nie być, bo dzisiaj czerpię z życia pełnymi garściami.Poznajmy również jej przyjaciół, którzy są zawsze kiedy młoda Valente ich potrzebuje.Wspólnie tworzą paczkę zgranych przyjaciół, którzy są w stanie razem podbić świat.
Środa.
- Valente! Wstawaj natychmiast! - ze snu budzi mnie czyjś głośny krzyk. Ból głowy, który spowodował jest nie do zniesienia, co wywołuje mój głośny jęk. Szybkim ruchem nakrywam głowę poduszką i próbuję się trochę uspokoić, ponieważ zawartość mojego żołądka podeszła mi właśnie do gardła.
- Wstawaj bo nie ręcze za siebie! - tym razem już dokładnie poznaje do kogo należy ten głos. Balsano jednym ruchem ściąga ze mnie kołdrę, co sprawia że jęczę jeszcze głośniej niż poprzednio. Zrywam się do pozycji siedzącej, nie przejmując się już swoim złym samopoczuciem. Powoli docierają do mnie wydarzenia z dnia poprzedniego. Automatycznie łapę się za zraniony policzek, a w moich oczach pojawiają się łzy. Chłopak, gdy tylko to dostrzega, szybko do mnie podbiega i zdejmuje moją dłoń z twarzy. Jego oczy są pełne troski, ale również bólu. Brunet delikatnie podnosi mnie za ramiona i sprawia, że staję przed nim. Jednym, subtelnym ruchem ściąga ze mnie swoją koszulkę i sprawia, że zostaję w samych majtkach. Czuję się tym koszmarnie skrępowana. Nie mam pojęcia, gdzie podziała się moja pewność siebie. Szybkim ruchem zakrywam swoje piersi i spuszczam głowę w dół, zakrywając włosami moje rumieńce. Chłopak powoli przede mną klęka i swoją gorącą dłonią delikatnie dotyka jednego z większych siniaków na moim biodrze. Wzdrygam się wskutek tego dotyku. Jeszcze nie wiem czego dokładnie się boję. Do moich oczu napływają łzy, których nie próbuję nawet powstrzymać. Spływają one po mojej twarzy, szyi, a następnie dekolcie. Niespodziewane czuję na mojej skórze wilgotne pocałunki bruneta. Spoglądam na to co robi i widzę jak dokładnie obcałowywuje moją zranioną skórę. Z moich warg wydobywa się głośny szloch, którego nie próbuję już powstrzymać. Moje łzy płyną ciurkiem, co chwilę skupując również na twarz chłopaka. Nie potrafię powstrzymać emocji, które mną targają. Tak bardzo potrzebowałam Twojej czułości, a jedyne co dostałam to obojętność. Matteo czując coraz więcej łez, gwałtownie zrywa się z kolan, a jego wargi tym razem lądują na mojej twarzy. Próbuję zcałować każdą z nich.
- Obiecałeś… - mój zachrypnięty od płaczu głos jest ledwo słyszalny. - Obiecałeś, że nigdy… nigdy nie zostawisz… mnie mnie samej… - próbuję powiedzieć wszystko zrozumiale, ale nie potrafię wziąć nawet głębokiego oddechu.
Gwałtownie się od niego odsuwam, zarzucam na siebie wielką bluzę i wychodzę z pokoju. Potrzebuję dopływu świeżego powietrza, dlatego swoje kroki kieruję w stronę naszego tarasu. Opieram się całym ciężarem ciała o barierki i delikatnie się za nie wychylam. Biorę głęboki oddech, czuję jak moje poplątane włosy tańczą na wietrze. Po chwili unoszę powieki i obserwuje, jak krople mojego płaczu spadają daleko w dół. Potrzebuję chwili dla siebie, aby odzyskać możliwość trzeźwego myślenia, jednak nie jest mi to dane. Już po chwili słyszę jak chłopak wchodzi na balkon. Biorę głęboki oddech, aby niepotrzebnie nie wybuchnąć.
- Przepraszam… Tak strasznie przepraszam! - jego zrozpaczony ton zmusza mnie do tego, aby wreszcie na niego spojrzeć. Dostrzegam w jego oczach nieopisany ból. Tylko kto tu jest pokrzywdzony? Ja czy Ty? - Cały dzień byłem zajęty sprawami, o których na razie nie mogę Ci powiedzieć… ale przez cały ten czas miałem Cię na oku! - Kłamca - Zniknęłaś gdzieś na długiej przerwie… Gdy tylko się zorientowałem, zacząłem Cię szukać…
- Nie kłam! - przerywam mu donośnym krzykiem. Swoje dłonie zaciskam mocno na poręczy. Próbuję powstrzymać moje ciało przed drżeniem ze zdenerwowania. Już nie mogę na niego patrzeć. - Nie interesowałeś się mną w ogóle… mimo że wiesz jaka jest sytuacja! Mimo że wiesz jak cholernie się bałam! Teraz jest mi już wszystko jedno… Śmiało ignoruj mnie dalej, poradzę sobie. - odpowiadam mu kpiącym tonem, a na usta przybieram ironiczny uśmiech. Słyszę, jak chłopak chce podejść bliżej. - Nie dotykaj!
- Przestań! Daj mi dokończyć! - chłopak jest coraz bardziej zdenerwowany, a ja coraz bardziej nie mam ochoty go słuchać. Osuwam się delikatnie na ziemię.
- Nie jesteśmy razem, nie masz wobec mnie żadnych zobowiązań… Zostaw mnie po prostu w spokoju. - po raz kolejny przerywam mu zrezygnowanym tonem.
- Czy Ty musisz wszystko komplikować?! - Matteo wreszcie nie wytrzymuje i zwraca się do mnie krzykiem. Mocno zaciskam powieki, aby kolejny raz się nie rozpłakać. - Uwierz mi na słowo, że cały dzień miałem Cię na oku! - Nie wierzę Ci. - Tylko po prostu robię to dużo subtelniej niż Ty Skarbie… - chłopak siada naprzeciwko mnie i zgarnia z mojej twarzy kosmyk włosów. - Gdy tylko zauważyłem, że Cię nie ma zacząłem Cię szukać… Zacząłem poszukiwania od szkoły, ale tam Cię nie było… Lekcje się zaczęły, a Ciebie dalej nie było… Spanikowany zaczęłam Cię szukać dookoła szkoły, ale tam też Cię nie było. Już nie wiedziałem co robię. Latałem jak głupi po mieście… Dzwoniłem, a Ty nie odbierałaś.
- Mam wyciszony telefon. - odpowiadam szeptem i przeklinam siebie za tą głupotę.
- To najgłupsza rzecz jaką zrobiłaś! Spanikowany wreszcie uświadomiłem sobie, że mogłaś wrócić do domu. Wiesz co stało się z moim sercem, gdy zauważyłem wszystkie Twoje rzeczy, tylko nie Ciebie?! Kolejny raz wybiegłem jak poparzony z domu. Latałem po całym mieście… - chłopak na chwilę przerywa swój monolog. Bierze głęboki oddech, widzę jak zbiera myśli przed kontynuacją wypowiedzi. - To jeszcze jednak nic. Wiesz, jak poczułem się gdy jeden z kumpli zadzwonił do mnie i powiedział, żebym przyszedł i okiełznał swoją niewyżytą laske? Wtedy dostałem w twarz… Ale odetchnąłem z ulgą, bo przynajmniej wiedziałem gdzie jesteś. Pędem ruszyłem w stronę klubu. Gdy tylko tam dotarłem i zobaczyłem co wyprawiasz… Chryste Luna… Nie wiedziałem czy mam zabić Ciebie, czy tego gościa. Co to miało w ogóle być?! - każde jego słowo jest pełne emocji, które coraz trudniej mu ukryć.
- Nic. Powtarzam, że nie jesteśmy razem i mogę robić co chcę… - odpowiadam ledwie słyszalnym szeptem.
- Przestań pieprzyć! Dobrze wiesz, że to tylko słowa! Tak bardzo chcesz, abym spytał Cię o to? Przecież nie potrzebujemy takich deklaracji! - zdenerwowany ciągnie się mocno za włosy, a nastanie wstaje i zaczyna nerwowo przechadzać się po balkonie. Po dość długiej ciszy odzywa się ponownie. - To Diego, prawda? To on Cię uderzył? To przez niego się upiłaś? To przez niego te siniaki? To przez niego teraz płaczesz? - Matteo pyta spokojnym głosem. Ja natomiast szybko wstaję z miejsca i ciągle na niego nie patrząc, niepewnie kiwam głową. Mimo tego, że płaczę przez Ciebie, a nie przez niego.
- Zabiję skurwysyna. - szept wydostaje się przez jego zaciśnięte zęby, a następny dźwięk, jaki słyszę to trzask zamykanych drzwi wejściowych. Co ja mam teraz zrobić?! Spanikowana szybko chwytam za swój telefon i drżącymi dłońmi próbuję wybrać numer przyjaciela.
- Simon! - krzyczę od razu, gdy słyszę że chłopak odbiera telefon. Wiem, że on jako jedyny nie będzie w szkole. - Musisz mi pomóc! Matteo chce coś zrobić Diego! Wybiegł z domu, a ja nawet nie wiem gdzie! Wiesz, gdzie mieszka Diego? - spanikowana w czasie rozmowy szybko naciągam na siebie spodnie, zakładam buty i wychodzę z domu.
- Luna! Spokojnie! Wdech i wydech! - słyszę jego cichy śmiech, a ja mam ochotę go w tym momencie udusić.
- Simon to nie żart! On powiedział, że go zabije! - zdezorientowana stoję przed naszym blokiem i nie wiem co dalej. - Gdzie on mieszka? Błagam bądź tam jak najszybciej! - rozłączam się tylko, gdy słyszę adres chłopaka. Biegnę ile mam sił w nogach. Błagam, żebyś nie zrobił nic głupiego. Z moich oczu kolejny już raz zaczynają lecieć łzy, które przysłaniają mi drogę. Najszybciej jak potrafię docieram pod blok Diego i widzę coś, czego tak bardzo się obawiałam. Matteo w furii okłada go pięściami na oślep. Chłopak nawet nie ma szans na obronę. Sfrustrowany Balsano siedzi na nim okrakiem i ani myśli przestać. Gdy tylko podbiegam bliżej, jestem w stanie usłyszeć co mówi.
- Ty cholerny tchórzu! Masz odwagę uderzyć kobietę?! Moją kobietę?! Ciebie nawet facetem nie można nazwać! Czemu teraz nie jesteś w stanie nic zrobić?! Zapłacisz mi za wszystko! To było ostatni raz! Więcej jej nie tkniesz! - brunet zachowuje się jak w amoku. Słowa z jego ust wypływają jak w potoku. Nie jestem w stanie za dużo zrozumieć. Widzę jak chłopak leżący pod Balsano już ledwo kontaktuje.
- Matteo… - odzywam się niepewnym tonem, jednak brunet w ogóle nie rezygnuję. Rozglądam się zaniepokojona i z ulgą dostrzegam biegnącego w naszą stronę Simona. Szatyn siłą odciąga Balsano od chłopaka leżącego na ziemi i musi go mocno trzymać, aby ten nie rzucił się na niego ponownie. Matteo jakby wreszcie wyczuwając moją obecność szybko na mnie spogląda i gdy dostrzega moją zapłakaną twarz, gwałtownie wyrywa się z uścisku Simon i szybko do mnie podchodzi. Jego postawa na mój widok diametralnie się zmienia. Mięśnie się rozluźniają, a oczy łagodnieją, stają się pełne troski. Chłopak leżący na ziemi z ledwością próbuje się podnieść. Gdy Matteo to widzi, szybko do mnie podchodzi i zgarnia do mocnego uścisku.
- Ostatni raz! Bo następnym skończy się gorzej! Zrozumiałeś?! - zwraca się do niego ostatni raz, a następnie razem ze mną w ramionach odwraca w kierunku domu.
- Czy ktoś mi powie co tu się właśnie odpieprzyło?! - słyszę za nami zaskoczony głos Simona i mocno zaciskam powieki.
Czeka nas ciężka rozmowa.