Piąty i (niestety) ostatni sezon The Originals prężnie wystartował 18 kwietnia i do tej pory pojawiły się już trzy odcinki. Z czego właśnie ten trzeci, najbardziej wyjątkowy. Stała się rzecz do tej pory nieznana temu serialowi, odcinek został w całości poświęcony jednej postaci, a której? Zapraszam do przeczytania posta.
Czwarty sezon zagwarantował nam sporą dawkę wrażeń. Począwszy od na nowo rozkwitającego związku Hayley i Elijaha, skończywszy na Pustce, która odrodzona na nowo, miała zniszczyć cały świat. Szczęście w nieszczęściu, nie udało się jej, ale w zamian, doszło do upadku najstarszej rodziny świata. Mikaelsonowie chcąc chronić życie małoletniej Hope, której ciało przejęła owa Pustka, musieli wchłonąć czarną magię do swoich serc. Niby nic takiego i da się żyć dalej, ale jak to magia - zawsze ma swoją cenę. Klaus, Elijah, Rebekah oraz Kol już nigdy nie mogą znaleźć się w pobliżu siebie czy Hope, a to oznacza koniec Zawsze i na wieczność. Rebekah postanowiła uciec od swojej rodziny i znaleźć miejsce w Nowym Jorku, a wraz z nią jej ukochany - Marcel. Kol natomiast postanowił nie tracić więcej czasu i doceniwszy kruchość życia, prędko oświadczył się swej wybrance - Davinie i razem wyjechali zwiedzać świat. Klaus Mikaelson, jak można się domyślić, bez przewodnictwa swojego starszego brata, czy kotwicy ku normalności, wpadł w morderczy szał. Co w takim razie z Elijahem? Elijah Mikaelson, anioł stróż moralności swojej rodziny, ten szlachetny... Jego miłość do niej była tak wielka, że nie wyobrażał sobie życia bez niej. Znał siebie doskonale i wiedział, że nie będzie w stanie trzymać się na odległość, dlatego też poprosił Marcellusa Gerarda aby ten pomógł mu pozbyć się wspomnień związanych z rodziną. W ten oto sposób, najstarszy z męskich, żyjących Mikaelsonów przestał rozpamiętywać rodzinne dramaty i rozpoczął nowe życie.
Odcinek trzeci rozpoczyna się w momencie wysiadania Mikaelsona z autobusu, gdzieś na bezdrożu. Nie ma pojęcia jak się tu znalazł ani kim jest. Jedyne co czuje, to głód. Chcąc go zaspokoić udaje się na stację benzynową, gdzie zauważywszy automat zjedzeniem nieświadom swej siły, rozbija go i wyciąga paczuszkę z niezdrowym żarciem. To jednak nie jest wystarczające, nie o taki głód chodziło. Mistyczna żądza nakazywała mu się posilić. Nie musieliśmy długo czekać, by ujrzeć Elijaha w akcji, prędko zjawił się pracownik tegoż miejsca no i cóż... Długo nie pobył w jednym kawałku, na szczęście udało mu się przeżyć. Elijah choć nie był sobą, wciąż pamiętał aby znać umiar. Przestraszony mężczyzna ucieka jak najdalej od stwora, wciąż nie wierząc w to co się stało. A co tymczasem robi nasz ulubieniec? Udaje się na parking, tam napotyka jeszcze jednego człowieka i no cóż... o ile tamten miał tego dnia farta, temu życia już nie podarował, za to przywłaszczył je dla siebie. I to dosłownie! Zabrał wszystko co do niego należało, portfel z pieniędzmi i dokumentami, samochód, a nawet ubrania. Swoją drogą, niezły szok dla widza, gdy Elijah zrzuca swój elegancki garnitur i przebiera się w normalne, codzienne ubrania. Trzeba od razu przyznać, że jeśli oceniać po ubiorze, z porządnego dżentelmena, zmienił się raczej w łobuza, aczkolwiek wciąż wygląda w tym stylu oszałamiająco!
Podróżując przez bezkresne drogi wraz z Elijahem, w końcu docieramy do ciemnej, mrokiem spływającej speluny i po raz kolejny widzimy naszego bohatera w akcji. Znów instynkty wzięły górę i chęć pożywienia się była zbyt silna, by się jej opierać. Jednakże tym razem jest inaczej, słyszymy szepty... jakiejś kobiety! Elijah zainteresowany sytuacją, a jednocześnie zaskoczony, gdyż myślał, że jest jeden jedyny ze swojego gatunku, zmierza ku niej. Sama postać jest niezbyt zachwycona towarzystwem, raczy Mikaelsona ciętym słownictwem i sarkastycznym uśmieszkiem, który szybko niknie, gdy zdaje sobie sprawę, że ma przed sobą tego Mikaelsona. Oboje są zaskoczeni swoim spotkaniem. Kobieta chce jak najszybciej uciec, ale Elijah nie daje spokoju. W końcu udają się do pobliskiej restauracji, gdzie toczy się pomiędzy nimi rozmowa.
Jak można było się domyślić, szybko nawiązali wspólny język. Ta ciemnowłosa kobieta, jak się okazało, ma na imię Antoinette i jest wampirem od niedawna, a pożywa się jedynie w nocy, gdyż gardzi pierścieniami słonecznymi. Elijah jest nią kompletnie zafascynowany, brnie za nią jak dziecko we mgle, ale zdaje się też być po prostu szczęśliwym. Antoinette pokazała mu nowy sposób na życie. Mieszkając w Nowym Jorku przebywał w kawalerce, która na pierwszy rzut oka przypominała miejsce codziennych libacji. Dzięki niej stanął na nogi, odnalazł się w nowym miejscu i chcąc nie chcąc, trzeba przyznać... chyba otworzył swoje serce przed tajemniczą postacią. Obserwując przebieg ich romansu, czułam się jak podczas filmu o zabarwieniu romantycznym. Spacery w parku w świetle księżyca, wspólne granie na fortepianie,no bajka! Ale jak wszyscy wiemy, życie nią nie jest. Zasada była jedna - Mikaelsonowie nigdy nie mogą się do siebie zbliżyć, a Elijah przebywając w Nowym Jorku, tam gdzie jego młodsza siostra Rebekah, złamał ją. Z przestrogą przyszedł mu Marcellus. Elijah jednak nijak się tym przejął i dalej robił to, co chciał. Wraz z Antoinette bawił się w najlepsze. I tu pojawia się coś, czego myślałam, że nie doczekam się nigdy - TAŃCZĄCY ELIJAH! Mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że Elijah bez pamięci wygląda niczym Damon Salvatore, tylko z odrobiną więcej człowieczeństwa. Zdecydowanie pasuje mu skórzana kurtka i zwykły, codzienny wygląd i mówię to ja - wielbicielka Elijaha w garniturze.
Dalej dochodzi do kolejnego ostrzeżenia i niestety, nasza parka się rozstaje. Jednakże ich rozstanie nie trwa na długo, wkrótce Elijah zrozumiawszy, że popełnił karygodny błąd pozwalając Antoinette odejść, rusza za nią do Francji, gdzie ta prowadzi swój bar z muzyką na żywo. Zastaje ją, jak gra na pianinie, nie mogąc się oprzeć, przysiada się do niej i dołącza się do gry. Brunetka choć chce grać twardą i niewzruszoną, widać, że cieszy się z widoku swego ukochanego i szybko przebacza mu rozstanie. Wtem Elijah nie zwlekając ni dłużej, wychodzi ku niej z propozycją zostania jego żoną. Antoinette chcąc świętować tak ważny dzień udaje się na zaplecze, bo butelkę szampana starego rocznikiem, ale wtedy dochodzi do niemiłego spotkania. Klaus Mikaelson zjawił się z chęcią zabrania brata do domu, próbował nawet nakłonić kobietę do odrzucenia oświadczyn i zniknięcia z życia starszego Mikaelsona, niestety nie wiedział, że zażywała werbenę. Elijah dowiaduje się o przybyciu gościa i zmierza na rozmowę z nim twarzą w twarz. Dochodzi do niemiłej wymiany zdań. Klaus twierdzi, że jeśli nie on, to Hayley musi coś dla niego znaczyć, a gdy Antoinette spytała kim jest Hayley, Elijah ze stoickim spokojem odpowiedział, iż Hayley to ktoś, kogo Elijah Mikaelson zwykł kochać bardzo dawno temu, co kompletnie złamało mi serce. Stwierdził też, że Elijah Mikaelson umarł i odrodził się na nowo, ale kompletnie inny i ma gdzieś całą rodzinę, chce żyć tylko i wyłącznie po swojemu. Niedługo potem ponownie oświadcza się Antoinette, a ta uradowana mówi postokroć tak. Wreszcie w finałowej scenie dzieje się coś, co przysporzyło niezłej burzy wśród fandomu The Originals. Elijah pozbywszy się swojego pierścienia, staje w oknie, w pełnym słońcu i żegna się ze sobą nim płomienie zajmą jego ciało. Jednakże spokojnie! Mikaelson umarł tylko w przenośni jak Gustaw z Dziadów Mickiewicza Umarł Gustaw, narodził się Konrad. Tu mamy do czynienia z pożegnaniem dawnego Elijaha a powitaniem nowego. Warto pamiętać, że pierwotny wampir nie umrze od promieni słonecznych, czego dowodu dostaliśmy w drugim sezonie, kiedy to E, wysadził dom wraz ze sobą i Finnem w środku.
Podsumowując, to był dobry odcinek. Reżyser, którym był właśnie Joseph Morgan (Klaus) spisał się niesamowicie. Chociaż boli mnie widok Elijaha bez pamięci, to cieszy jednocześnie. Cudownie jest widzieć go szczęśliwego, chociaż szczerze? Nie czuję tej chemii pomiędzy nim a Antoinette. Nie widzę także sensu ich związku, zwłaszcza po 4 latach budowania przez scenarzystów Haylijah. Dosłownie pękło mi serce, gdy stwierdził, że Hayley Marshall to ktoś kogo Elijah kochał dawno temu. Pozostaje mi mieć nadzieję, że będzie szczęśliwy, zupełnie jak na tej dyskotece! Swoją drogą, Daniel Gillies ma powalający uśmiech i aż żal serce ściska, że w The Originals widać go tak mało. Na sam koniec, mogę ocenić odcinek na mocne 8,5/10. Czegoś mi tu jednak brakowało, a związek tej pary wydawał się naciągany.
Jakość: | 2920 | Popularność: | 524 |
Wsparcie: | 367 | Ocena i wartość ocen: | 131 |
Wyróżnienia/kary: | 215 | Komentarze i reakcje: | 5 |
W trwającej akcji redaktor dla tego fandomu uzyskał skuteczność % ( polecanych dyskusji z napisanych w tym fandomie) |