Tego dnia historia świata została napisana ponownie. To właśnie tego dnia Voldemort kierowany swoim pragnieniem, podążył do Doliny Godryka wyeliminować nieistniejące jeszcze zagrożenie - do domu Potterów - pozbyć się małego chłopca... Gdy jednak to on pada martwy, rozpoczyna się historia tego, który przeżył - Harryego Pottera... Charłaka???
Harry Potter był słodkim, małym chłopcem. Zdecydowanie mniejszym niż jego rówieśnicy, ponieważ pomimo swojego sędziwego wieku jedenastu lat, nie osiągnął wzrostu odpowiedniego nawet dla siedmiolatków. Jego drobne ciało odziane w zbyt duże ubrania po otyłym kuzynie, wyglądało jeszcze gorzej. Dudley przewyższał wzrostem i tuszą wiele starszych od siebie osób, wszyscy jednak uważali, a zwłaszcza ciotka Petunia, że powinien jeszcze bardziej urosnąć.
Harry rzadko dostawał nowe lub w miarę dobrze wyglądające na nim rzeczy. Wyjątkiem był, zakupiony kilka dni wcześniej mundurek do przyszłej szkoły. Ciocia zgodziła się, że w zamian za uprzątnięcie strychu i pozbycie się starych gratów, Harry otrzyma nowy zestaw ubrań do szkoły. Młody Potter cieszył się tym jak niczym wcześniej w całym swoim życiu. W końcu miał otrzymał coś, co należałoby tylko do niego.
Ciotka Petunia dała mu na wszystko trzy dni, więc zmotywowany chłopiec z zapałem zabrał się do sprzątania. Dodatkowo napędzała go myśl, że według ciotki, mógł znaleźć tam trochę starych i niepotrzebnych jej książek. Harry uwielbiał czytać, jednak przez swoją złą opinię w dzielnicy, wyrobioną oczywiście przez Dudleya, nie mógł wypożyczać z biblioteki więcej, niż dwie na raz. Cierpiał z tego powodu, ponieważ w książkach znajdował ucieczkę od szarej rzeczywistości. Dzięki nim czuł, że kiedyś uda mu się stać kimś ważnym i bogatym. Wiedział to, ponieważ wuj mówił o tym wiele razy, że pieniądze są kluczem do szczęśliwego życia.
W sobotę, kilka dni po jedenastych urodzinach Pottera, wszyscy pojechali po nowe rzeczy dla Dudleya, więc ciotka uznała, że przy okazji mogą zakupić również kilka dla Harryego.
Pierwszy września dla Harryego nie chciał nadejść. Dni dłużyły się nieubłaganie, a na dodatek, stary kufer od wuja spakował razem z ciotką już wiele dni wcześniej. W środku, znajdowały się znalezione na strychu książki, więc nie mógł przeczytać żadnej z nich. W szczególności intrygowały go te, na których podstawie, tak przynajmniej się domyślał, mógł dowiedzieć się kilku rzeczy o swojej matce. Lily kochała magiczne istoty, co dodatkowo miało odzwierciedlenie w kilku książkach o bardzo podobnych tytułach, podpisanych jej imieniem i traktujące właśnie o magicznych istotach. Harry był niesamowicie szczęśliwy, gdy je znalazł, musiał jednak ukryć je przed ciotką. Wiedział, że ta wyrzuci je, nie pozwalając mu na ich przeczytanie. Dlatego, gdy pakował kufer, postanowił ukryć książki między ubraniami, tak by ciocia ich nie znalazła.
Z wybiciem północy, w swojej komórce pod schodami, Harry z uśmiechem poderwał się z łóżka i pobiegł do łazienki. Chciał jak najszybciej być gotowy, a wiedział, że i tak nie zmruży już oka. Szybko i dokładnie umył się, następnie założył idealny i dopasowany mundurek. Czarne spodnie, koszula i ciemno siwa marynarka, wyglądały na nim niesamowicie. Jedyną rzeczą zaburzającą niemalże idealny wygląd były stare buty. Kiedyś białe trampki, teraz rozdeptane przez Dudleya, oraz kilkukrotnie prane w pralce, straciły cały swój wygląd. Były szarawe, skudłacone i zniszczone.
Młody Potter zaczesał swoje przydługie włosy na prawe ramię, zasłaniając nimi bliznę. Musiał użyć odrobinę pianki do włosów ciotki, żeby nadać im odpowiedni wygląd, bo inaczej po chwili wróciłyby do pierwotnego wyglądu. Miał nadzieję, że ciotka Petunia nie będzie na niego za to zła. Zawsze narzekała na jego niechlujną fryzurę, ale dziś udało mu się nad nią zapanować.
Z lekkim uśmiechem spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Musiał użyć stołka, by móc w nie spoglądać, jednak był zadowolony z efektu. Włosy grzecznie układały się tak, jak chciał, blizna, jedyna pamiątka po wypadku samochodowym, w którym zginęli jego rodzice, była w całości zakryta, a jego szmaragdowe oczy lśniły zza okularów. Kilka dni przed końcem wakacji ciotka zdecydowała się zabrać go do okulisty, a następnie do optyka po nowe okulary. Nadal miały zwyczajny okrągły kształt, jednak soczewki były nowe i odpowiednie do jego wady, dzięki czemu dokładnie wszystko widział.
Z ekscytacją zszedł na parter. Nie dziwił się, że jest dopiero kilka minut po piątej. Nie chcąc budzić wujostwa, postanowił zrobić dla siebie jedynie herbatę oraz kanapkę. Nie wiedział, czy ciotka chce robić dla nich drugie śniadanie na drogę, dlatego postanowił zaczekać z tym do czasu, gdy wstaną. Ostatnimi dniami byli dla niego lepsi, może nawet zaczynają traktować go jak członka rodziny. Harry nie był jednak pewien, więc nie zamierzał przeginać. Wiedział, że w każdej chwili mogą wrócić do starych nawyków w traktowaniu go, a nawet za karę nie puścić do szkoły.
Gdy zegar w kuchni wybił godzinę siódmą, cicho wszedł na piętro i zapukał do sypialni wujostwa. Pierwsza obudziła się ciotka Petunia. Gdy zmierzyła go zaspanym wzrokiem, zauważył lekkie zdziwienie na jej twarzy, zastąpione jednak równie szybko uznaniem i radością.
- Już siódma, ciociu – powiedział, cicho cofając się na korytarz.
Kobieta jedynie skinęła głową i wstała z łóżka. Narzuciła na siebie szlafrok i dołączyła do Harryego na korytarzu, nie budząc swojego męża. Wiedziała, równie dobrze co Harry, że mężczyzna nie wstanie przed śniadaniem. Każdego dnia, jedynie zapach smażonego boczku był w stanie ściągnąć go z łóżka.
W kuchni ciotka nakazała Harryemu pokroić chleb i nasmarować masłem, w czasie gdy sama przygotowywała resztę potrzebnych produktów. Po kilkunastu minutach wszystko było gotowe, więc na dwóch patelniach położyli po kilka plastrów boczku i wbili jajka.
Ciotka kilka razu uśmiechnęła się do Harryego. Nie traktowała go jak wcześniej, była milsza, a jej wzrok po prostu cieplejszy. Młody Potter czuł się tak pierwszy raz w życiu - po prostu szczęśliwy.
- Dokończ pakowanie drugiego śniadania, ja przypilnuję jajek - poleciła mu z nieschodzącym od dłuższego czasu z ust uśmiechem.
Harry bez skargi się zgodził. Kanapki były gotowe, wziął więc papier śniadaniowy i folę, a następnie każdą z nich zapakował osobno. Gdy już skończył, umieścił je w papierowych torebkach.
- Zrobione ciociu – powiedział, myjąc dłonie pod kranem ciepłą wodą.
Kobieta nakładała właśnie jajka na talerze. Gdy skończyła, sprawdziła zawartość torebek, policzyła kanapki, po czym przełożyła jedną z nich do drugiej torby.
- Dobrze, po trzy kanapki dla każdego z was chłopcy – powiedziała i zamyśliła się na chwilę. Po czym wyciągnęła portfel i do każdej torby włożyła dodatkowo jeszcze kilka banknotów.
- Rośniecie teraz, więc musicie dużo jeść. Wstąpimy jeszcze po drodze do sklepu - spojrzała na zegar, oceniając, ile mają jeszcze czasu nim jej mąż i syn dołączą do nich w kuchni.
Po chwili ze schodów, niczym wywołani magiczną mocą, zeszli Dudley i Vernon. Harry przywitał się z wujem, a później każdy z nich zaczął jeść pyszne śniadanie.
- Musimy wcześniej wyjechać, chcę zrobić jeszcze zakupy przed odstawieniem chłopców - zakomunikowała Petunia, na co Vernon jedynie skinął krótko głową. Oboje, Vernon i Dursley, spojrzeli na zegar. Wskazywał kilka minut po ósmej.
- Musimy się więc pospieszyć. Dudley idź się ubierać - powiedział Vernon.
Dudley łapczywie wsunął do ust wszystko, co pozostało na talerzu, po czym pobiegł na piętro. Niemalże cały dom zatrząsnął się, gdy pokonywał kolejne stopnie.
Ciotka zmierzyła Harryego spojrzeniem, na co ten skulił się w sobie. Bał się, że jednak czymś podpadł kobiecie i zaraz zostanie wysłany do komórki, gdzie zostanie przez następny rok, albo i dłużej...
- Czego użyłeś, aby doprowadzić swoje włosy do porządku? - zapytała jedynie. Harry opuścił wzrok na pusty już talerz.
- Przepraszam ciociu. Chciałem dobrze wyglądać pierwszego dnia szkoły... - powiedział cicho. Gdy nie odezwała się, postanowił odpowiedzieć na jej pytanie. - Twojej pianki do włosów, ciociu.
Kobieta klasnęła w dłonie. Wstała od stołu i zebrała puste talerze.
- Musimy dopisać ją do listy dzisiejszych zakupów. Od dzisiaj mam nadzieję, że postarasz się prezentować jak najlepiej w szkole. I nie chcę dostawać żadnych listów, mówiących o twoim złym zachowaniu! - zawołała, wskazując w jego stronę, trzymanym w dłoni widelcem. Na końcu uśmiechnęła się, przywołując do siebie Harryego. Ten podszedł do niej z ociąganiem. Kobieta jedynie pogłaskała go po włosach. - Pomóż Vernonowi umieścić wasze kufry w samochodzie.
Harry szybko skinął głową i skierował się w stronę drzwi wejściowych.
Stały obok nich dwa wielkie kufry. Jeden z nich, należący do Dudleya - był nowy i błyszczący, drugi był stary i w niektórych miejscach połatany. Oba jednak niemalże przewyższały Harryego wielkością. Chłopak spróbował unieść swój kufer, ale pomimo kilku prób, musiał się poddać. Pchanie, również nie przyniosło żadnych rezultatów. Zmęczony, otworzył drzwi, dostrzegając wuja na zewnątrz.
- Wuju! - zwołał. - Nie mogę unieść kufra... pomożesz mi? Proszę...
Nawet nie zauważył, że odruchowo opuścił wzrok na swoje stopy. Szybko więc przeniósł spojrzenie na dłonie. Jego buty nie były najlepszym obiektem do obserwowania, zwłaszcza w tym momencie.
Wuj lekko się zaczerwienił, podszedł jednak i zaniósł oba kufry do samochodu.
Mężczyzna nie odezwał się ani słowem do siostrzeńca swojej żony. Petunia powiedziała mu prawdę o swojej siostrze oraz o jej dziecku. Z czasem stwierdziła jednak, że chłopak mocno różni się od swojej matki. Mówiła, że każdy z tych odmieńców dostaje list ze szkoły magii po swoich jedenastych urodzinach. Chłopak Potterów go nie dostał, co jasno oznaczało, że nie ma w nim magii. Petunia nazwała go charłakiem - osobą bez magii, zrodzoną z czarodziejów.
Vernon nie miał jednak zamiaru od razu w to wierzyć. Zbyt wiele dziwnych rzeczy działo się wokół chłopca. Podejrzewał, że Harry tak naprawdę ma magię, ale nawet ci czarodzieje nie chcieli u siebie podrzutka. W sumie nie dziwił im się. Dzieciak Potterów był po prostu dziwny i już od samego początku wzbudzał w nim mieszane odczucia. Mając niecałe dwa lata, lewitował w kołysce, w wieku pięciu potrafił sprawić, że zabawki Dudleya znikały i się pojawiały. Gdy powiedział o tym Petunii, ta uznała, że muszą to jeszcze trochę wytrzymać. Po czasie stwierdziła, że dzieciak będąc małym, zużył całą magię jaką posiada. Jak mówiła, według Lily było to bardzo częste zjawisko wśród osób, których rdzeń magiczny nie przebudził się. Takie osoby za młodu zużywały całą magię, która krążyła wraz z krwią po ich ciałach, a później nie była w stanie się zregenerować wskutek braku magicznego rdzenia...
Dla mężczyzny było to wszystko zbyt zagmatwane. Postanowił jednak zawierzyć żonie. Nie oznaczało to, że ma zamiar traktować Pottera jak drugiego syna, o nie, miał zamiar bardzo dokładnie go obserwować, a gdy ponownie użyje magii - wyrzucić z domu. Nie miało dla niego znaczenia, co się stanie z bachorem. Patrząc na samą fizyczną postać, Potter był dla niego nikim. Osobą, której jedyną przyszłością jest zostać złoczyńcą. Kimś, kto do niczego w życiu nie dojdzie...
Gdy odjechali z podjazdu, wybiła ósma trzydzieści. Mieli pół godziny w zapasie, więc postanowili wejść do większego marketu, aby kupić zapasy jedzenia dla Dudleya, piankę do włosów dla Harryego, oraz jak stwierdziła Petunia, dużo chusteczek - ponieważ będzie płakać, gdy jutro rano nie zobaczy pięknej twarzyczki swojego synka.
W sklepie udało im się nabyć kilka drożdżówek, napojów, cukierki, gumy oraz wiele innych rzeczy. Petunia postarała się, by być w miarę sprawiedliwa, dzieląc zakupy między chłopców. Jasnym jednak było, że Dudley dostawał więcej. Harry jednak nie miał zamiaru z tego powodu narzekać. Cieszył się, że w ogóle coś dostaje.
Pożegnanie było najtrudniejsze dla Petunii. Pocałowała Harryego w czoło, każąc mu pisać gdy pianka będzie się kończyć - obiecała wysyłać mu nową co miesiąc, lub częściej, jeśli będzie tego potrzebował. Żegnając Dudleya, wycałowała chłopca po całej twarzy, zalewając łzami na dopiero co zakupiony mundurek. Dopiero gdy Vernon ją odciągnął, przytulając mocno do swojego boku, pozwoliła chłopcom odejść.
Pociąg Harryego odjeżdżał z dziesiątego peronu, a Dudleya z dziewiątego, tak więc żegnali się między nimi. W pewnym momencie przebiegła obok nich liczna, rudowłosa rodzina, przekrzykująca się nawzajem na temat dziwnych rzeczy. Towarzyszyła im sowa. Harry wymienił znaczące spojrzenia z kuzynem.
- Wariaci - szepnął Dudley, stawiając pierwszy krok na stopniu schodów na swój peron.
- Do następnych wakacji, Dudley - powiedział cicho Harry, odchodząc w swoją stronę.
Gdy się odwrócił chcąc pomachać ciotce, zauważył, jak jeden z chłopców z czerwonymi włosami wbiega w ścianę. Szykował się na głośne zderzenie i latające wokół rzeczy, ten jednak przeniknął przez ścianę.
Harry zdążył otworzyć lekko usta, wytrzeszczając oczy, gdy po chwili następny z chłopców, brat pierwszego, zniknął w ten sam sposób. Otrząśnięcie się zajęło Harryemu chwilę, a trącenie w ramię przez mężczyznę w mundurze konduktora, pozwoliło mu dopiero wrócić do rzeczywistości.
- Harry Potter? - twoja ciocia poprosiła mnie o pomoc w umieszczeniu kufra w pociągu. Proszę za mną. - Powiedział poważnie wyglądający mężczyzna z krótkim wąsem. Harry posłusznie poszedł za mężczyzną, wyrzucając na razie dziwną rodzinę z pamięci. Konduktor wprowadził go do odpowiedniego pociągu, jadącego wprost do Akademii st. Beartusa dla Trudnej Młodzieży.
Harry z niepewnym uśmiechem zajął miejsce, dziękując mężczyźnie za pomoc. Szybko położył obok siebie na siedzeniu torbę z jedzeniem. Był zbyt zdenerwowany, by móc cokolwiek przełknąć, miał jednak nadzieję, że później kanapki będą nadawały się do zjedzenia, gdy w końcu żołądek się uspokoi.
Wziął głęboki wdech.
Oto zaczyna się jego nowa historia.
Jego nowa przygoda.
Jego nowe życie.
Postanowił, że zrobi wszystko by stać się najlepszym uczniem na roku.
"Może wtedy ciocia Petunia mnie polubi jeszcze bardziej?"
Jakość: | 50 | Popularność: | 54 |
Wsparcie: | 0 | Ocena i wartość ocen: | 0 |
Wyróżnienia/kary: | 0 | Komentarze i wybory: | 2 |
W trwającej akcji twórca dla tego fandomu uzyskał skuteczność % ( polecanych postów z napisanych w tym fandomie) |