Czytelnik w dzisiejszym świecie - okaz tak rzadki, iż czasem fotografowany ukradkiem przez ludzi starej daty na przystanku autobusowym. Jednak czym tak naprawdę są książki, po które ów osobniki sięgają i czy naprawdę mogą być oni godni terminu "oczytany"?
Chyba nie muszę wyjaśniać wszystkim, jak to jest ze stanem polskiego czytelnictwa. „Koń jaki jest, każdy widzi”, tak jest. Niezmiennie od paru stuleci, jeśli wierzyć Kochanowskiemu, który skarżył się:
Sobie śpiewam a Muzom. Bo kto jest na ziemi,
Coby serce ucieszyć chciał pieśniami memi?
Skoro już moja powalająca elokwencja dostała swój akapit, może przejdę do rzeczy.
Wyobraźmy sobie, wchodzimy do Empika. Pierwsze miejsce na półce top 10 jest zajmowane przez nieprawdopodobnego,bestsellerowego autora o egzotycznie brzmiącym nazwisku. Tylko, że urodził się w Stanach, a tak poza tym to chyba tylko pseudonim. No, ale jest bestsellerowym autorem, musi być współczesnym Szekspirem. Bo to romans, prawda? Ach, nie, science fiction. Naturalnie oparte na schemacie segregacji społeczeństwa, który w ogóle nikomu się nie znudził już po Rowling, no co ja w ogóle wygaduję. Ach, główna bohaterka ratuje wszystkich, ale oczywiście nie Twoją ulubioną postać. Poza tym jest wyjątkowa i zupełnie nie taka jak wszystkie inne,taka odważna, trochę sarkastyczna, ale z wielkim sercem. Naturalnie nie pozwala sobą rządzić, chyba, że swojemu kochasiowi. Czy było już wspomniane, że wątek miłosny zajmuje jakieś trzy czwarte książki, a ta cała afera z nowoczesną technologią nie ma większego sensu? Jeśli nie, to właśnie to mówię, przy okazji informując, iż to trylogia, teraz w przecenie trzy za dwa!
…brzmi znajomo?
Właśnie takie są dzisiejsze książki. Większość młodych czytelników to maniacy takich tworów. Nie mówię, że wszystkie „Niezgodne” czy „Igrzyska Śmierci” są złe. Jednak co nowego wyniesiemy z kolejnej kopii tego samego? Jaką różnicę zrobi ta jedna prawda życiowa, jaka ma być zawarta w utworze, której używają fani takiej… literatury niby egidy, skoro była powtarzana tyle razy? Dlaczego w ogóle w parutomowej opowieści znajduje się tylko jedna, a resztę wypełnia wątek miłosny, który nie potrafi zaskoczyć niczym innym, jak tylko głupimi wyborami bohaterów, przez które tylko traci się nerwy i zatruwa własne myśli heteronormatywnymi, często także mocno męskoszowinistycznymi ideałami?
Krótko: dlaczego książki tak straciły w ostatnim czasie na oryginalności, różnorodności? Odpowiedź jest prosta: na nasze własne życzenie. Wolimy proste, dające nam dużą dawkę rozrywki utwory, które nie każą nam się zastanawiać, nie zasmucają za mocno, a to, iż czasem bywają niespójne lub lekko denerwują można przeżyć. Nie wymagamy od autora bardziej satysfakcjonujących zakończeń wątków, głębszych postaci, spójności. Mało tego – niektórzy nawet nie zdają sobie sprawy, iż coś lepszego może istnieć, bo marketingowi spece nie dopuszczają do nas nic innego,chyba, iż to tak zwany „klasyk”, który przecież zawsze można wydać w nowej okładce i opchnąć komuś, kto chce nim „przyszpanować” na półce (lub – o zgrozo- przeczytać, lecz stwierdzić, że jest to jakieś dziwne, niejasne).
Wszystko podane na talerzu, zero niedopowiedzeń, zero niuansów. Jeśli jest jakaś tajemnica, z pewnością nie pozostanie nią długo. Dużo romansu, krwi, akcji. To nie wszystko, co znajdziemy w TOP 10, lecz nie oszukujmy się, najprawdopodobniej albo to, albo „Grey” i jego lżejsze odcienie. Coś nowego nie zostanie bestsellerem. Coś nieanglojęzycznego w oryginale najprawdopodobniej nie zostanie nawet przetłumaczone. Czegoś Polskiego nie wydamy, a jeśli już, to coś sprawdzonego autora lub – ratujcie proszę – romans prosto ze strony Wattpad.pl. Nie jedną z tych świetnych, niedocenionych internetowych książek wysyłanych do wydawnictwa po paręnaście razy, nie, to będzie romans, hetero romans, nie jeden z tych z cudowną reprezentacją LGBTQ+, której tak pełno właśnie tam. Z angielską nazwą bo to takie #swag.
A przecież książki to nie tylko papierowa wersja filmu dla młodych dorosłych…
…przynajmniej dla tych paru reliktów, takich jak ja, którzy przez cały ten post kiwali z aprobatą głową.
(Psst! Mewa jeszcze nie skończyła. Tylko się rozgrzewa. Bo skoro trylogia się sprzedaje, to co tam, będzie z tego trylogia).
Nawet nie wiesz jak dobrze przeczytać coś o książkach i całkowicie się z tym zgadzać. To, co opisujesz jest prawdą i to prawdą ogromnie zatrważającą. Bo co zdominowało współczesny rynek książek, szczególnie dla młodzieży? Dystopia, ale nie ta klasyczna, nie Orwell, nie "451 stopni Fahrenheita", nie no bo po co sięgnąć po coś ambitniejszego? Lepiej czytajmy w kółko te same schematyczne dzieła. Zaczęło się chyba od "Igrzysk śmierci" a dalej to już jedno i to samo, ale naprawdę w kółko, jak nie "Niezgodna", to jakaś "Czerwona Królowa", to "Dellirium" i inne książki, których tytułów nie spamiętam. A jeżeli już jakimś cudem nie natkniemy się w księgarniach na młodzieżowe antyutopie, to zaatakuje nas nowy gatunek czyli New albo Young Adult, jak ja już mam dość Greena i innych tych samych tandetnych opowiastek o miłości, no bo hej, szanujmy się i kogokolwiek nie zapytam, to oni czytają tylko to. A szczyt tego wszystkiego to oczywiście ta cała nieszczęsna seria o Greyu, to jest gorsze od tego wszystkiego, o czym pisałam wcześniej, serio. A jest tyle wspaniałych, cudownych książek, mi jest tak smutno z tego powodu. A potem zapytaj, kto czytał "Mistrza i Małgorzatę", a jak już dadzą Ci to za lekturę to spotkasz się z gromkim śmiechem, a jak okaże się, że to lektura (sama byłam pod wrażeniem!) to opinie na jej temat zwalą Cię z krzesła, ale czemu się dziwić skoro ludzie wokół czytają tylko "Dary Anioła" inne młodzieżówki.
No, ale co my możemy? Przynajmniej takie posty podnoszą na duchu! Dzięki!