Zakończenie drugiego sezonu serialu według mnie i wszystkich fanów pary Lutteo.
Wysoki szatyn smętnym krokiem przemierzał kolejne metry meksykańskiej plaży. Słońce już dawno zdążyło schować się za horyzont pozostawiając świat w półmroku. Swój wzrok miał utkwiony w stopach co rusz zatapiających się w jeszcze gorącym piasku. Wiedział. Wiedział, że musiał coś zrobić. Wreszcie dotarły do niego słowa przyjaciela. Teraz już wiedział, że nie może odpuścić. Musi walczyć o to, co kocha. Tylko jak?
Niska szatynka, pomimo swojej małej wygranej, w podobnym nastroju kroczyła u boku swojego najlepszego przyjaciela. Ich nogi co chwilę obmywała lodowata, morska woda, powodując delikatne dreszcze na ich ciele. Oboje pogrążeni w swoich myślach. Wiedzieli. Wiedzieli, że osiągnęli wiele, sporo wygrali, a jednak więcej przegrali. Zostali sami mając tylko siebie nawzajem, swoją przyjaźń. Przegrali walkę o serce ukochanej osoby, poddając się, nie mając sił na dalszy bieg w stronę przemiany drugiej połówki. Oboje poddali się nie mając nadziei na zmiany.
— Luna... — Nagle, jak z oddali dociera do niej głos bruneta. Pogrążona w myślach nawet nie zauważyła, że zatrzymał się tuż przed nią. — Wiesz, że zawsze będę przy Tobie przyjaciółko? — pyta ją pewnie, swoją drżącą dłonią zgarniając niesforny kosmyk włosów z jej oczu, które pod wpływem wiatru postanowiły zacząć żyć swoim życiem. Na wargi szatynki wkrada się delikatny, lecz szczery uśmiech, sięgający jej iskrzących się oczu. W jednej sekundzie napływają do nich łzy. Nie chcąc uronić ani jednej, swój wzrok przenosi na wzburzone morze, które porównuje do emocji w niej szalejących. Z małą niepewnością, delikatnie kiwa głową, tym samym dając odpowiedź. W jednej chwili brunet zgarnia jej drobne ciało do mocnego uścisku, pełnego otuchy i wsparcia. Zaskoczona tym ruchem dziewczyna, ramionami mocno obejmuje jego szyje wtulając w nią swoją twarz. Simon lekko się schylając pogłębia swój uścisk przymykając swoje powieki. Potrzebował tego, jak niczego innego.
— Kocham Cię przyjacielu — szepcze ledwo słyszalnie, swój nieobecny wzrok dalej wbijając w przestrzeń. Sami nie wiedzą ile trwają w tej pozycji, ale żadne z nich nie ma zamiaru tego przerywać.
Z oddali całej sytuacji przygląda się zmarnowany Matteo. Los chciał, że musiał znaleźć się w tym miejscu właśnie teraz. Swój zbolały wzrok utkwiony ma w tej dwójce, a odległość jaka ich dzieli sprawia, że nie jest w stanie usłyszeć ani słowa. W jednej chwili wszystkie chęci walki opuszczają jego ciało, powodując że kurczy się do minimalnych rozmiarów. Jest szczęśliwa. Wie, że przy brunecie będzie szczęśliwa. Ze świstem wypuszcza powietrze. Ostatni raz zerka na obejmującą się parę i gdy już ma zamiar się odwrócić i odejść, odpuścić, przez jego głowę przelatuje lawina wspomnień. Pierwsze spotkanie. Pierwszy taniec. Pierwszy pocałunek. Pierwsze wyznanie miłości. Cały ich wspólny związek. Rozmowa. Rozmowa właśnie z tym brunetem, który właśnie przytula jego kruszyne. Dał Ci wolną rękę. Zapewniał Cię o uczuciu, jakim darzy Cię meksykanka. Oddał Ci jej serce, swoje oddając kompletnie innej dziewczynie.
— Walcz... — szepnął do siebie, tym samym całkowicie rezygnując z pomysłu opuszczenia tego miejsca. Odwrócił się w stronę tej dwójki i starając się schować wszystkie swoje uczucia, ruszył w ich stronę.
W tym samym czasie wzrok dziewczyny pada na jej prawą dłoń. Tą samą, na której gości jej nowy talizman szczęścia. Pierścionek świeci blaskiem, jakiego wcześniej nie widziała. Pamiętając każde słowo bruneta zdezorientowana marszczy brwi, tym samym luzując swój uścisk i dając Simonowi znak do zakończenia pieszczoty. Nie obdarowując go żadnym spojrzeniem, wzrok ma utkwiony w rzeczy, która teraz gości w jej ręce. Nie rozumie, jak to możliwe, nie jest w stanie tego pojąć.
— Co się stało? — pyta ją lekko wystraszony Alvarez, lecz te słowa również do niej nie docierają. Zapatrzona w pierścionek, zachowuje się jak w transie, ignorując otaczającą ją rzeczywistość. Równie zdezorientowany brunet, przygląda się chwilę zachowaniu przyjaciółki, nic nie rozumiejąc. Dostrzegając ruch za jej plecami szybko przenosi tam swój wzrok. Zauważając kto zbliża się do nich, na jego wargi wkrada się delikatny uśmiech. Wie, że szatynka teraz właśnie otrzymuje szansę, aby być szczęśliwą, a na tym zależy mu bardziej niż na własnym szczęściu. Zauważając ten sam stan u Luny, najciszej jak potrafi rusza w stronę chłopaka, któremu dziewczyna oddała serce.
— Tym razem tego nie spieprz, Balsano. Drugi raz Ci nie daruję. — Będąc wystarczająco blisko niego szepcze ostrzegawczym tonem, mierząc szatyn chłodnym spojrzeniem. — Powodzenia... — dodaje na odchodne. Posyła mu pokrzepiający uśmiech i mijając go, delikatnie klepie go po plecach. Matteo jakby będąc już w innym świecie, odwzajemnia lekki uśmiech i nabierając powietrza do płuc, rusza w stronę meksykanki.
— Que pasa Chica Delivery? — pyta ją zaczepnie. Podchodzi do niej najciszej, jak potrafi, przybierając swój standardowy wyraz twarzy. Dziewczyna wyrwana z transu, lekko podskakuje w miejscu, tym samym wypuszczając pierścionek z dłoni. Wystraszona, w tej samej chwili co szatyn, kuca po niego, a ich dłonie spotykają się razem. W odruchu podnoszą swoje twarze, które dzieli kilka centymetrów. Ich wzrok spotyka się ze sobą, sprawiając że świat dookoła przestaje istnieć.
— Przepraszam Luna. Zrozumiałem każdy swój błąd — szepcze pewnie, ale słyszalnie tylko dla niej. Dziewczyna na te słowa, nie dając mu dokończyć, szybko zrywa się na równe nogi, całkowicie zapominając o pierścionku. Odwraca się przodem do morza, chcąc uniknąć jego wzroku, tak jak tej rozmowy. Czuje, jak dłonie zaczynają trząść się z nerwów. Nie jest w stanie spokojnie stać w miejscu. — Stwórzmy nowy początek naszej historii... Tu. W Cancun, gdzie wszystko się zaczęło. Niech zacznie się od nowa — kontynuuje pół głosem, a swój wzrok utkwiony ma w migoczącym pierścionku. Z każdym swoim słowem zbliża się coraz bardziej do szatynki, tym samym powodując jej jeszcze większy niepokój. Słowa jakie wypowiedział trafiły do jej serca. Całym swoim ciałem pragnie zacząć od nowa, z nim przy boku. Ale boi się. Boi się, że nie wytrzyma kolejnego zranienia, jednak wie, że Cancun to jest ich nowa szansa. Coś co bez wahania muszą wykorzystać.
— Nowa ja. Nowy początek. Nowa historia — szepcze, odwracając się w tym samym czasie w stronę chłopaka, który zdążył już znaleźć się zadziwiająco blisko. Pewnym ruchem chwyta jej drobną dłoń, aby po chwili kolejny raz nasunąć na palec pierścionek.
— Nowi my. — Dokańcza jej wypowiedź, podnosząc swój wzrok z dłoni, których palce splótł razem. Ich oczy ponownie się spotykają. Na ich wargach gości delikatny uśmiech. Szatyn podnosi swoją drugą dłoń, aby po chwili pogładzić jej zmarznięty policzek. Ostatecznie niweluje dzielącą ich odległość, sprawiając że stykają się ich ciała. Kciukiem delikatnie przejeżdża po jej uchylonej wardze, niemo pytając o pozwolenie.
— Bardzo Cię kocham Chica Delivery — mówi pewnym głosem, w tym czasie coraz bardziej pochylając swoją głowę.
— Ja Ciebie też Chico Fresa — szepcze szatynka, przed ostatecznym połączeniem ich spragnionych siebie, warg. Z początku delikatne muśnięcia przeradzają się w coś bardziej żarliwego. Tęsknota bierze nad nimi górę, przez co zatapiają się w sobie, zapominając o tym co było. Liczy się tylko tu i teraz. Ich dwójka. Razem.
Jakość: | 20 | Popularność: | 41 |
Podziękowania: | 0 | Ocena: | 15 |
Wyróżnienia: | 0 | Komentarze: | 40 |